„W rzeczywistości jesteśmy tacy, jakimi widzą nas inni. Jeśli chodzimy pochyleni, to chodzimy pochyleni, mamy kiepską koordynację ruchową, bo taka rola przypadła nam w życiu, które toczy się koło nas. Jeśli mówią, ze mamy źle dobrane ubranie, zaczniemy zaniedbywać swój wygląd, żeby w ten sposób wyrazić pogardę wobec nich i ukarać samych siebie.” [s. 52]
Świat giełdowych spekulacji i biznesów na ogromną skalę to codzienność Erica Packera. Pewnego dnia w kwietniu 2000, tak jak zwykle, młody milioner wybiera się na przejażdżkę po mieście sparaliżowanym przyjazdem Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wieziony supernowoczesną limuzyną Eric ogląda przez przyciemniane szyby kondukt żałobny po śmierci uduchowionego rapera i zamieszki antyglobalistów, które wybuchły na Times Square.
Ochroniarze obawiają się, że Packer jest celem zamachu, także informacje wywiadowcze zdawają się potwierdzać te przypuszczenia, wskutek czego zwiększona zostaje ochrona. Ale czy skutecznie?
„Wiedzieć i nie działać to nie wiedzieć.” [s. 72]
„Cosmopolis” opowiada o młodym milionerze, który w pogoni za fortuną stracił swoje człowieczeństwo, przez co jest obojętny na każdą krzywdę ludzką. Ba, nawet sam nie waha się takiej wyrządzić. To Eric Packer, który z pewnością nie jest postacią, którą można łatwo polubić. Jego życie wydaję się sielankowe – Packer jest właścicielem czterdziestoośmiopokojowego apartamentu oraz bombowca nuklearnego, a ostatnio ożenił się z dziedziczką wielkiej fortuny. Żyć nie umierać, prawda? Jednak to, co na początku wydawało się jak z obrazka i godne pozazdroszczenia, nagle juz takie nie jest. Poznajemy coraz więcej detali życia milionera i zauważamy, ze jest ono po prostu puste. Zresztą, tak samo, jak jego właściciel.
Don DeLillo zdecydował się wykorzystać schemat „złego bogacza”. Co innego, że po prostu nie lubię takich postaci, a co innego, że autorowi udało się wykreować na podstawie tego realistyczną postać, jaką widzimy w Ericu Packerze. Szkoda tylko, ze z innymi osobami DeLillo postąpił tak oszczędnie – wszyscy są tylko przelotną plamką w życiu Packera.
Powieść DeLilla z pewnością nie należy do najłatwiejszych. Odbioru nie ułatwia dosyć specyficzny język, który zmusza do myślenia i czytania pomiędzy wierszami, dlatego nie jest to raczej książka na odstresowanie się. Przy zasiadaniu do lektury należy więc być skupionym, a naszych myśli nie powinno rozpraszać nic innego. Ja niestety do „Cosmopolis” często zasiadałam zabiegana, tak więc potrzebowałam znacznie więcej czasu na wczucie się w samą fabułę, jak i język. Tego nie uprościł mi też fakt, że autor często i chaotycznie przeskakiwał pomiędzy miejscami akcji; na przykład w jednym momencie Packer siedzi w limuzynie lawirującej pomiędzy samochodami, by kartkę później znajdować się juz w hotelu. Mieszało mi to w głowie, ale jednak ogólny przekaz rozumiałam.
„”Wszystko jest skandalem. Umieranie to skandal. Ale wszyscy to robimy.” [s. 106]
Tak uwielbiana przeze mnie narracja trzecioosobowa sprawdziła się w tym przypadku. Miałam jednak wrażenie, ze autor kurczowo trzyma się postaci Erica, czasami tylko dodając wstawki z punktu widzenia tajemniczego mężczyzny, znanego tylko z nazwiska. A szkoda, chętnie poznałabym całą historię z punktu widzenia innych osób, mimo wyraźnego zaznaczenia, ze to Packer gra w „Cosmopolis” główną rolę.
Jak widać, „Cosmopolis” ma swoje plusy i minusy. Skąd tylko 5/10? Niestety, powieść Don DeLilla nie przypadła mi do gustu, jednak nie mówię, że nie spodoba się nikomu. Nie uważam się za jakiegoś guru, żeby zabraniać Wam czytać tę książkę. Wręcz przeciwnie – nie jest ona stratą czasu, a to, że mnie się nie spodobała, nie oznacza, że nikt się nią nie zachwyci. Nie potrafię do końca powiedzieć, dla kogo jest „Cosmopolis”. Chyba sami musicie zdecydować, czy ten klimat Wam odpowiada.