Pierwsza i najistotniejsza rzecz, o jakiej chcę powiedzieć to ta, że całkowity dochód ze sprzedaży książki jest przekazany na rzecz fundacji Rak'n'Roll. Druga istotna rzecz, która czyni tę książkę wyjątkową to autorka, która z autopsji opowiada o swojej walce ze śmiertelną chorobą. Niestety pani Ewa zmarła początkiem tego roku, jednak świadectwo jej walki, dystansu do choroby, ponadludzkiego uporu i pragnienia życia zasługuje na to, by mówić o "trojankach" głośno.
Trojankami autorka nazywa zaledwie 10-15% osób (tak, mężczyźni również chorująca na raka piersi), których diagnoza brzmi bezlitośnie i jest jak wyrok, który niespodziewanie, a na pewno niesprawiedliwie spada na barki ludzi takich, jak ja czy Ty. Ludzi, którzy rano wstają, ubierają siebie do pracy, dzieci do szkoły, robią śniadanie i żegnają partnera przypominając, że idą dziś na wizytę lekarską, bo wyczuwają bolesny, powiększony węzeł chłonny. Kolejne godziny, dni, tygodnie sprawią, że życie wywróci się do góry nogami. Potrójnie ujemny rak piersi - paskudny "przyjaciel", który drąży i nie pozostawia nadziei. Nadzieją żyje bohaterka pozwalając zarówno zwykłemu czytelnikowi, ale głównie innym chorującym wejść do jej świata walki, dystansu, haryzmy, ujmującego, łagodnego poczucia humoru.
Pani Ewa raczy czytelnika zbiorem medycznych terminów i procesu leczenia, jakiego doświadczyła, lecz nie omieszka również wtrącić własnych obserwacji oraz rad, jakimi dzielą się na szpitalnym korytarzu pacjentki z podobną do autorki diagnozą. Pozamedyczne aspekty i sposoby na poprawę skuteczności walki, jak odpowiednia dieta, ruch, nawodnienie, rodzina uzupełniają i pokazują drogę, jaką przeszła bohaterka "Trojanek", by walcząc do ostatniej chwili dojść do etapu śmierci. Amazonka oswojona z diagnozą i jej następstwami wspomina, iż wielu boi się rozmawiać o końcu, który prędzej czy później nawiedzi każdego z nas, jedynie przyczyny i czas odejścia będą zróżnicowane.
Nie jestem w stanie stwierdzić, jaką rolę w powstaniu tej książki odegrali najbliżsi pani Ewy, jednak słowa końcowe męża brzmią niczym wzruszające epitafium.
Autorka zdaje się być życzliwą i pełną energii osobą, a jej ujęta w słowa droga przez rozpoznanie, diagnozę, kolejno leczenie i etapy oswajania się ze śmiertelną chorobą - gdzie szala według nieubłaganych statystyk przechyla się na korzyść raka - jest skierowana przede wszystkim to pacjentów onkologicznych oraz ich najbliższych. I tak też należy traktować tę pozycję, bez recenzowania, oceniania, polecania lub nie. Bo śmiertelnej choroby nie da się recenzować, nie da się oceniać, a tym bardziej nie da się zamiatać pod dywan sytuacji i często heroicznej walki wszystkich bez wyjątku pacjentów nowotworowych czy borykający się z towarzyszem-rakiem.
Ps. "Włosy nie wątroba, odrosną." - Wątroba też posiada zaskakujące możliwości regeneracji 😉