Róże to piękne kwiaty, które kojarzą nam się między innymi z miłością. Kiedy kobieta idzie na randkę, może być pewna, że dostanie od swojego adoratora właśnie te kwiaty. Zmysłowa czerwień symbolizuje uczucie, które powinno trwać wiecznie.
Jednakże, wszystko ma swoje wady. Mankamentem róż są ich kolce. Bardzo łatwo się o nie skaleczyć, dlatego też te ostre elementy zawsze są usuwane przed sprzedażą kwiatów. Ale, dlaczego? Przecież usuwając jakiś element, kwiat przestaje być już piękny z natury, człowiek go przerobił. Czy tak można?
Gal jest kobietą w średnim wieku, która od dziecka choruje na raka nerki. Taka się urodziła, taką siebie pamięta. Nie potrafi sobie wyobrazić siebie, jako zdrową i normalną kobietę. Cóż.. Może i życie Gal nie jest w pełni zwyczajne, jednakże stara się zachować wszystkie pozory. Na co dzień jest nauczycielką biologii w katolickim liceum. Próbuje
zapominać o chorobie poprzez pasję jaką jest hodowla róż. Te kwiaty są jej miłością, dba o nie, tworzy nowe gatunki i jeździ z nimi na wystawy. Ale, czy to możliwe, żeby Gal tak kochała róże bo jest do nich podobna, zwłaszcza do tych które mają kolce? Wkrótce, kobieta się o tym przekona, bo niespodziewania zamieszkuje u niej siostrzenica- nastolatka, która na zawsze zmieni życie chorej...
"Czasem osoba, która zapłaciła za swój los dolara zgarnia wszystko, podczas gdy ktoś inny gra za sto dolarów tygodniowo i odchodzi z niczym."
Margaret Dilloway jest amerykańską autorka. Mieszka w Południowej Californii wraz ze swoim mężem oraz trójką dzieci. Jest autorką kilku książek, jednakże, jak na razie, w Polsce została opublikowana jedynie "Sztuka uprawiania róż z kolcami".
Kiedy, rozpoczęłam lekturę tej książki po prostu mnie odrzuciło. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda! Ale, cóż... Jak się powiedziało 'A' to trzeba powiedzieć 'B'. Tak więc, kontynuowałam lekturę i ... z każdą kolejną stroną byłam coraz bardziej zachwycona! Bez wad się nie obyło, jednakże na dłuższą metę "Sztuka..." wywarła na mnie dość pozytywne wrażenie.
Zacznę od bohaterów. Praktycznie cała opowieść skupia się wokół Gal- jest ona przewlekle chora na raka i ja to rozumiem. Trudno nie współczuć takiej osobie, jednakże należy zachować zdrowy rozsądek. Kiedy czytałam o kolejnych kaprysach kobiety i o tym jaka była oschła i niesympatyczna miałam ochotę rzucić książkę i nigdy do niej nie wracać. A, jednak. Główna bohaterka jest dość intrygująca, a przede wszystkim dynamiczna. Wraz z przybyciem Riley jej zachowanie zmienia się na lepsze.
Akcja rozwija się dość powoli, aczkolwiek autorka stale dodaje nowe elementy. Bardzo spodobał mi się styl autorki.Margaret Dilloway stworzyła opowieść, która zainteresuje prawie każdą kobietę. Autorka porusza ważne tematy, jednakże pisze lekko, dzięki czemu książkę czyta się przyjemnie. O ile początek książki przyjęłam z lekkim zdziwieniem ( po tylu pozytywnych rec, nie miałam pojęcia czym się tu można zachwycać), o tyle koniec książki przeczytałam ze łzami w oczach. Właściwie próbowałam przeczytać, bo łzy, lejące się po mojej twarzy, zasłoniły cały tekst.
Jednej rzeczy nienawidzę tak bardzo, że odbiera mi całą radość z czytania. Nie potrafię ścierpieć, kiedy opis z tyłu okładki zdradza prawie całą akcję. Wtedy, czytanie danej książki praktycznie nie ma sensu. Bo i po co, skoro wszystkiego dowiadujemy się z opisu? Niestety, w "Sztuce uprawiania róż z kolcami" ten błąd został popełniony. Dość przykro, bo to znacznie obniży ocenę, którą za chwilkę wystawię tej książce. Jest jeszcze jeden mankament. Opis z tyłu mówi,że jest to
Reasumując, "Sztuka uprawiania róż z kolcami" jest dość nietypowa i ciężko mi ją ocenić. Z jednej strony uwielbiam ją za fenomenalną drugą połowę książki oraz postać Riley, z drugiej, jednak, opis, który streszcza całą akcję oraz humoru głównej bohaterki, dyskwalifikują tę powieść, ażeby była moją ulubioną. Niemniej, polecam! Warto się z nią zapoznać :)
MOJA OCENA:
7/10
"- Kto ma ochotę na lody?
- Mamo, jest dopiero dziesiąta!- Podnoszę jej torbę, by wnieść ją do środka, ale mi ją wyrywa.
- Gdzieś na świecie na pewno jest teraz pora na lody."
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu M !