Lekarz w chłodnych, świadczących o ogromnym, latami dopieszczanym dystansie słowach opowiada o swoich doświadczeniach na oddziale ratunkowym. Jest krew, ból, pot, łzy, jest też ogrom ludzkiej medycznej wiedzy, opanowanie i spore doświadczenie. Autor rozważa przypadki medyczne, z jakimi miał do czynienia w trakcie swojej lekarskiej kariery. Przypadki trwożliwe, również te pełne niesprawiedliwości i te od początku skazane na porażkę, bez najmniejszych szans powodzenia.
Frank Huyler to lekarz nadzorujący pełniący funkcję na oddziale ratunkowym. Zapiski z jego pracy ukazały się już wcześniej w formie opowiadań, a sam lekarz pokusił się nawet o dzieła z zakresu poezji. Widać w aktualnej książce to zamiłowanie do głębi słowa, gdyż oprócz dnia codziennego Frank przemyca swoją prywatność, to, co miało wpływ na jego wybory, co ukształtowało go jako człowieka i jako lekarza. Z jednej strony daje się poznać w roli męża i ojca, z drugiej, w jego słowach jest dziwna, chwilami niepasująca do zakładanej tematyki ucieczka w świat refleksji.
Miałam spore oczekiwania względem tej książki. Ba! Napaliłam się na nią, jak szczerbaty na suchary, a mimo to "Igła w sercu" mnie rozczarowała. Język jakim posługuje się autor, jest nieprofesjonalny, niemedyczny. Sam lekarz wydaje się być rasowym flegmatykiem, który więcej rozmyśla, aniżeli działa w swoim fachu. Nie od dziś wiadomo, że medycyna ratunkowa jest ekspresyjna, pełna napięcia, podyktowana szybkim sposobem podejmowania decyzji tu i teraz. Tutaj natomiast autor klaruje się jako człowiek powolny, nad wyraz spokojny, opanowany do granic możliwości, w większości obserwator, a nie operator. Przebija przez książkę rozwój medycyny, który nieco deprymuje lekarza, ten obawia się tego, co za sobą ciągnie nowoczesność. Przytoczone anegdoty są nijakie, pozbawione emocji, a autor cały czas traktuje czytelnika nieco na dystans, mimo że co rusz odsłania swoją prywatną osobę.
Po "Igle w sercu. Zapiski z oddziału ratunkowego" spodziewałam się większej dynamiki, ciekawych przypadków medycznych i krytycznego, obiektywnego spojrzenia. Cóż, otrzymałam całkiem co innego i chciałabym to zrzucić na niefrasobliwe tłumaczenie, lecz mam obawy, iż przez książkę przebija nie kto inny, jak sam autor w całej (gryzącej mi się z wizją lekarza medycyny ratunkowej) okazałości.