Marzę o książce, w której rozsmakuję się, jak w pysznym daniu. Przyniesie mi ukojenie po ciężkim dniu, ale jednocześnie nauczy czegoś ważnego, sprawi, że coś się w moim życiu zacznie zmieniać. Wiem, że wymagam wiele, ale takie właśnie książki zostają ze mną na całe życie. Często do nich wracam, a mądrości z nich zaczerpnięte staram się wcielać w życie. Rzadko trafiam na takie perełki, a prowincjonalna seria Pani Katarzyny Enerlich z całą pewnością do nich należy.
Ludmiła leczy rany po wyjątkowo ciężkich przeżyciach. Los postanowił kolejny raz dać jej lekcję pokory. Zrozpaczona zaszywa się pod kołdrą, co daje jej złudne poczucie bezpieczeństwa. Wokół niej, jak dobre duchy, krążą przyjaciele. Karmią, sprzątają, ale przede wszystkim są. Swą dyskretną obecnością pomagają Ludce wyjść z depresji. W życiu każdego człowieka przychodzi czas szczęścia i czas rozpaczy. Kiedy jesteśmy na samym dnie trudno uwierzyć, że kiedyś i dla nas zaświeci słońce. Tę życiową mądrość w praktyce odkrywa również Ludmiła. Jej życie powoli odmienia się na lepsze, choć z pewnością nigdy już nie będzie takie samo.
Są książki, które pochłania się w jeden wieczór, nie mogąc się wręcz doczekać zakończenia. Fabuła wciąga, a razem z bohaterami przeżywamy ich wzloty i upadki. Ja jednak najbardziej cenię książki, które czytam niespiesznie, smakując każde słowo, powoli zaprzyjaźniając się z bohaterami. Taka właśnie jest „Prowincja pełna szeptów”. Śmiało mogę powiedzieć, że Ludmiła to moja dobra znajoma. Chętnie u niej goszczę, a ona, jak przystało na dobrą gospodynię, przyjmuje mnie po królewsku. Przy swojskim jedzeniu odkryje przede mną kolejne mazurskie tajemnice, opowie o warmińskich szeptuchach, nauczy żyć prosto, a szczęśliwie. „Prowincja pełna szeptów” to książka, która jak żadna inna karmi duszę dobrym słowem. Być może Pani Katarzyna Enerlich jest taką mazurską szeptuchą, która za pomocą książek próbuje pokazać czytelnikom, jak ważne jest życie w zgodzie z samym sobą i jak wiele dobrego daje nam natura. Od nas zależy jak będzie wyglądało nasze życie i jakich dokonamy wyborów. Książki z prowincjonalnej serii spodobają się osobom, które chcą w sobie coś zmienić. Być może właśnie one staną się iskrą, która rozpali ogień wewnętrznych przemian.
„Prowincja pełna szeptów” może bardzo pomóc komuś, kto akurat pożegnał bliską osobę. Pani Enerlich z właściwą sobie wrażliwością przeprowadza czytelnika przez wszystkie etapy żałoby. Subtelnie i delikatnie opisuje owo odrętwienie, w jakim człowiek wówczas się znajduje, a także chęć zaszycia się gdzieś w bezpiecznym miejscu i ucieczki od otaczającego świata. Bardzo żałuję, że gdy sama byłam w takiej sytuacji, nie trafiłam na tak mądrą książkę, która uświadomiłaby mi, że moje odczucia są jak najbardziej naturalne i mam do nich pełne prawo.
Zakończenie „Prowincji pełnej szeptów” pozwala przypuszczać, że powstaną następne książki z tej serii. Ogromnie się z tego powodu cieszę, gdyż każda kolejna powieść pani Enerlich jest dojrzalsza, pełniejsza i coraz więcej wnosi do mojego życia.
Recenzja pochodzi z mojego bloga
http://sladami-ksiazki.blogspot.com/