Tak było nam dane, że żyjemy w XXI w. Wszystko jest inaczej niż kiedyś. Zmienili się ludzie, zmieniła się przyroda. I to właśnie środowisko naturalne będzie tematem tych kilku zdaniowych rozważań.
Zielone łąki, piękne lasy, kolorowe kwiaty i czyste powietrze, które aż zapiera nam dech w piersiach. Widok środowiska naturalnego to najpiękniejszy obraz na ziemi, widząc taką kompozycję mamy wrażenie, że wszystko- nawet najdrobniejsza koniczyna- jest na tym świecie potrzebna. Niestety, takie sielankowe widoki to już rzadkość. Zwłaszcza przy dużych miastach. Troszkę lepiej sprawa wygląda na prowincji, m.in. na Mazurach- Prowincji pełnej smaków...
Ludmiła to główna bohaterka serii "prowincja..." autorstwa Katarzyny Enerlich. Mimo, że poprzednich tomów nie czytałam po czwarty, już, tom sięgnęłam pełna dobrych przeczuć.
Tym razem (co prawda nie wiem jak było poprzednio,ale pomińmy ten szczególik) poznajemy dogłębnie życie Ludmiły - jej problemy, dylematy i szczęśliwe chwile. Tytuł też do czegoś zobowiązuje, dlatego też oryginalne przepisy kulinarne przeplatają się tu z piękną powieścią obyczajową.
"- Jakie fajne były te nagniotki!" wykrzyknęła mała.
- Nie nagniotki, a nagietki- poprawiłam.
- A nie, bo nagniotki. Bo się gniotły!"
"Prowincja pełna smaków" to książka, którą można porównać do czegoś namacalnego. Kiedy czytałam o wiośnie lub pięknych letnich dniach, po prostu czułam na twarzy ciepłe promienie słońca. Kiedy Ludmiła była smutna ja również stawałam się jakoś dziwnie przygnębiona i na odwrót- jak tylko bohaterka przeżywała szczęśliwe chwile na mojej twarzy automatycznie pojawiał się uśmiech!
Ogromną zaletą są fotografie. Co prawda jest ich niewiele, niemniej pozwalają nam wczuć się w klimat powieści i zobaczyć jak wyglądają miejsca, które opisuje autorka. Każdy opis zdjęcia czytałam z zachwytem, a w daną rycinę wpatrywałam się dobre kilka minut, tak żeby żaden szczególik mi nie umknął!
Niesamowite jest to w jak zręczny sposób autorka przeplata fakty z fikcją. Przecież Ludmiła, Hans, Martin i inne postacie tak naprawdę nie istnieją! Miałam wrażenie, że autorka tworzy lepszą wersję historii usłyszanych, przygody, które dzieją się na jej 'ziemi' i w pewien sposób już się zdarzyły. Dzięki temu, lektura jest wypełniona ciekawostkami historycznymi i geograficznymi oraz miejscami, które istnieją naprawdę.
Mimo, że nie jestem wielką fanką gotowania przepisy kulinarne czytało się przyjemnie i aż czułam jak ślinka płynie mi do ust! Pani Kasia opisuje proste potrawy, jednakże do każdego dania dodaje jakiś nietuzinkowy smaczek. Przepisy są napisane w zrozumiały sposób i bez problemu na ich podstawie możemy coś upichcić. Powieść zawiera wiele kulinarnych tajemnic, jednakże sama w sobie pod żadnym pozorem nie jest książką kulinarną! "Prowincja pełna smaków" jest przede wszystkim mieszanką dobrego gustu i geniuszu literackiego!
Praktycznie z każdej kartki przemawia do nas doświadczenie pisarskie autorki. Nie ma tu typowych błędów, jakie mogą popełnić raczkujący pisarze. Książka również nie przypomina, tzw.'sztuki dla sztuki'. Każde słowo ma tu ogromne znaczenie, a wszystko jest dopracowane i dopięte na ostatni guzik.Lekturę czyta się z wielką przyjemnością, a ten styl pełen harmonii i spokoju doskonale pasuje do klimatu książki, który omówiłam wcześniej.
Jednym słowem "Prowincja pełna smaków" to powieść idealna. Oczywiście zdarzały się jakieś drobne szczególiki, które mi przeszkadzały i zniesmaczyły, jednakże już na następnej stronie znowu zakochiwałam się w tej powieści. Mimo, że poprzednich tomów nie czytałam, zagubiona się nie czułam, a po przeczytaniu czwartej części wiem, że muszę koniecznie poznać wcześniejsze przygody Ludmiły!
MOJA OCENA:
9/10
"Pomyślałam: niech seler smakuje jak seler, marchew jak marchew, a życie- jak życie prawdziwe, a nie to inspirowane cudzym życiem lub szklanym ekranem. Bo takie życie nieprawdziwe ma konsystencję kiepskiej zupy z proszku."