Reportaż opisuje dziennikarskie śledztwo autora, jakie przeprowadzał przez kilka lat w Meksyku. Rozmawiał z ludźmi, jeździł w różne miejsca. Narażał się.
Efektem jest ta oto książka. Książka składa się z krótkich rozdziałów, prezentujących historie różnych ludzi. Komentarze autora są uzupełnieniem historii.
Dodatkowym czynnikiem, który ułatwił mi czytanie, była książka: duże litery, odpowiednie marginesy i odstępy. W każdym razie, spodziewałam się, że na tej książce utknę na kilka dni, a tym czasem przeczytałam ją w przeciągu kilku godzin.
Historie jakie pisze życie są straszniejsze niż fikcja! To, czego się dowiedział Federigo Mastrogiovanni jest straszniejszym thrillerem niż trylogia Millenium Stiega Larssona!
Otóż w dwudziestym pierwszym wieku w Meksyku wojsko albo policja porywa i zabija kompletnie bezkarnie setki i tysiące ludzi. Całe regiony są na to narażone. Autor odkrył, że regiony te są bogate w zasoby naturalne: gaz łupkowy, ropę i złoto. To co zagraża biednym mieszkańcom nie przeszkadza inwestorom. Na przykład kanadyjski koncern Torex Gold wydobywający złoto całkiem dobrze sobie radzi z wydobyciem (strona 319). Gaz łupkowy - podobnie. Na stronie 20 jest zestawienie, z którego wynika, że Meksyk jest 4 na świecie krajem wydobywającym gaz łupkowy. Autor we wstępie opisał jak bardzo wydobywanie gazów z łupków niszczy środowisko. Dlatego ludzie protestują i dlatego - według autora - systemowo i systematycznie ludzie w Meksyku są uciszani i zastraszani (tak, autor mówi o systemowym uciszaniu). To mnie zainteresowało, przecież gaz łupkowy znaleziono u nas. Na szczęście głęboko. Ale nie chciałabym, żeby nasz biedna Polska stała się takim samym Dzikim Zachodem jak Meksyk.
Historie opisane w książce są straszne. Tak jak napisałam, są bardziej przerażające niż thriller. Bo jak można sobie wyobrazić, że 43 studentów jadących autokarem przez autostradę jest porwanych przez wojsko! Kierowca wychodzi, jakby wiedział, a po studentach zostaje kawałek palca i ząb! Albo historia chłopca, który chciał uciec z Hondurasu do Stanów, a trafił do domu publicznego. Lub historia Alana, który został uprowadzony, następnie uciekł oprawcom, schronił się na posterunku policji, zadzwonił do rodziców i zanim oni przyjechali - on zniknął. Policja wydała go porywaczom. Takich historii jest sporo. Autor z wyczuciem i wrażliwością pokazuje emocje rodzin porwanych, ich cierpienie, niepewność, pragnienie, żeby odnaleźć zwłoki, żeby móc go pochować i opłakiwać, świadomość, że porwany mógł doświadczyć gwałtów, bicia, tortur.
Co gorsze, autor mówi o źródłach tego procederu, tkwiących w ustawie Hitlera z 1941 roku o przeciwnikach III Rzeszy. Coś przerażającego! I te opisy willi ze spalarniami zwłok, z kadziami do rozpuszczania ciał! Z drugiej strony, przecież od lat powstają programy telewizyjne o nazistach, którzy po 45 roku zbiegli do Argentyny. Zło się rozszerza jak zaraza.
W każdym razie autor książki nie zgadza się na zmowę milczenia wobec tak zmasowanego procederu i nagłaśnia sprawę. Rozmawia i spotyka się z rodzinami ofiar i z organizacjami społecznymi, które interesują się tą sprawą. 'Gmera' w protokołach śledztw, w zafałszowanych dokumentach i mówi o tym, mówi...
Myślę, że przynajmniej tyle możemy dla tych ludzi zrobić. Wiedzieć, że istnieli.