Nie ma piekła. Piekło jest w nas. Niebo? Może gdzieś jest, a może to tylko wymysł pełnych nadziei frajerów. Istnieje tylko tu i teraz. A tu i teraz jest tylko popiół i kurz, głucho rozwiewane w świecie Pomiędzy, intrygującej krainie wykreowanej kiedyś przez Jarosława Grzędowicza w opowiadaniu “Obol dla Lilith”. “Popiół i kurz” jest rozwinięciem i kontynuacją tego pomysłu, która przy pierwszym wydaniu przyprawiła fanów pisarza o spazmy złości, ponieważ wszyscy wtedy z niecierpliwym tupotem wyczekiwali kontynuacji “Pana Lodowego Ogrodu”.
Główny bohater, ani razu nie wymieniony z imienia, od dziecka widywał różne nieprzyjemne rzeczy - zjawy, demony i inne niezwykłości, przez które nie tylko nadłamało się jego zdrowie psychiczne, ale także stał się czarną owcą rodziny. Jest z wykształcenia etnologiem, który wiele lat swojego życia spędził w podróżach, głównie po Syberii, gdzie nauczył się kilku szamańskich technik pomagających mu przechodzić do świata Pomiędzy. Jest to swoiste limbo, gdzie widuje cienie ludzi żyjących, dusze, które zabłąkały się w drodze na drugą stronę oraz Ka przedmiotów ze świata normalnego. Świat wykreowany przez Grzędowicza jest, jak zwykle, mistyczny i mglisty. Mi często kojarzył się trochę z obrazami Beksińskiego, a trochę z powieściami Lovecrafta. Opisy są lekkie, dużo w nich sprytnych metafor, dzięki czemu gładko przechodzą przez głowę, formując obrazy. Niestety, bardzo łatwo jest też wyczuć w nich nuty podobne do “Pana Lodowego Ogrodu”.
Postać etnologa, podobna zresztą do Drakkainena, jest nieco oschłym, samotnym mężczyzną w średnim wieku, trochę sarkastycznym, trochę cynicznym, trochę ironicznym. I tak jak bohater “Pana Lodowego Ogrodu” jest samotnym wilkiem. Pracuje na uniwersytecie w mieście, które również jak on pozostaje nienazwane. Jednak nie myślcie, że prowadzi biedne życie profesora. Jak sam podkreśla, gdyby nie jego poboczne zajęcie w świecie Pomiędzy, pewnie ledwo byłby w stanie się utrzymać bez dodatkowych etatów. Dzięki umiejętności przechodzenia między tymi dwoma światami odkrył w sobie talent do odsyłania zbłąkanych dusz dalej (chociaż sam nie potrafi powiedzieć, co właściwie jest dalej). Nie ma zbyt wielu przyjaciół. Jednego najlepszego stracił niedługo przed początkiem powieści. Jednak ta śmierć prowadzi w objęcia kryminalnego dochodzenia, kiedy z pozoru prozaiczny atak serca okazuje się zmyłką przeora, przesłaniającą nieco bardziej mroczną historię.
Fabuła powieści prowadzona jest nieco nierówno, w jednej chwili zanurzamy się w przemyślenia psychopoma (jak nazwał swoją profesję w świecie Pomiędzy), by w drugiej przeskoczyć w pościg czy inną niespodziewaną agresję. Tu również przejawia się niezwykła lekkość Grzędowiczowego pióra: akcja chociaż dynamiczna, pozostaje czytelna. Wszystko jest swobodne i zajmujące. Ale muszę przyznać, że końcowa część zaczęła mnie nieco męczyć. Nie da jej się oczywiście odmówić zmyślnej konstrukcji, jednak fakt, że bohater stał się niemal bezwolną marionetką rzucaną przez “wypadki” i “zbiegi okoliczności” to tu, to tam, nieco mnie zniechęcił. Momentami przez to zastanawiałam się, do czego właściwie prowadzi fabuła? Chyba że jej celem samym w sobie była epicka ucieczka niczym w “Apocalypto” czy “Ściganym”.
“Popiół i kurz” zasługuje na uwagę każdego szanującego się wyjadacza fantastyki. Osobiście uwielbiam tę powieść za motyw syberyjskiego szamanizmu i pana etnologa, jednak warto na niego zwrócić uwagę bardziej ze względu na wyróżnienie Zajdlem. Z całą pewnością spodoba się wielbicielom Grzędowiczowego stylu czy motywów demonicznych w powieściach.