Nina jako nastolatka urodziła córkę, która teraz już poszła na studia, więc Nina może zacząć realizować własne marzenia i cele. Niestety na jej drodze staje Greg, który sprzed nosa sprzątnął jej wymarzony pensjonat. Kupił go, zanim Nina zdążyła nabrać mocy kredytowej.
Początek książki jawi się jak klasyczny romans, prawda? On i ona spotykają się po latach, dawno temu się znali, ale drogi ich się rozeszły zanim zdążyło cokolwiek zaiskrzyć, ona zaszła w ciążę, on musiał się ożenić. Zakończenia można się domyślać i nie jest zaskakujące.
Nie w wątku miłosnym jednak jest zawarta istota książki. On tylko ubarwia fabułę. Otóż wydaje mi się, że najważniejsze jest tu wczesne macierzyństwo. Młode dziewczyny zachodzące w ciążę spotykają się przede wszystkim z potępieniem ze strony starszych, bogobojnych ludzi. "Bo po co w ogóle zaczynały" - czuć te słowa w każdym osądzającym spojrzeniu, ironicznym skrzywieniu warg, wyrokującym kiwaniu głowy - "same tego chciały". Nikt nie myśli, że do tego trzeba dwojga. To na dziewczynie zazwyczaj spoczywa ciężar odpowiedzialności i to ją dotyka społeczny ostracyzm. Autorka przede wszystkim pokazuje, jak ważne jest dla takiej kobiety-dziecka wsparcie ze strony rodziny.
Nina miała to szczęście, że rodzice jej nie potępili, nie wyrzucili z domu, nie kazali szybko wychodzić za mąż, "bo co ludzie powiedzą", tylko pomogli w pierwszych najtrudniejszych latach. Pewnie, że to był dla wszystkich szok, nie było łatwo.
Co mnie tylko w tej powieści uderzyło - jak wszyscy dookoła zachodzili w ciążę w wieku kilkunastu lat. To już była przesada. Naliczyłam 4 nastoletnie matki w jednej powieści. Dwie były na pierwszym planie, dwie to bohaterki epizodyczne, ale jednak. Ja wiem, że wczesne macierzyństwo nie jest takie rzadkie, że młodzi ludzie chcą spróbować seksu i robią to, czy to się dorosłym podoba czy nie, ale chyba autorka lekko przesadziła z tymi ciążami.
Poza tym została zasygnalizowana kwestia wpływu rozwodu na dzieci, strach rodziców przed wyprowadzką dzieci z rodzinnego domu. W sumie książka jest dobra, przypomina o wielu ważnych rzeczach. No i czyta się ją jednym tchem, gra na emocjach. Oczywiście kończy się dobrze, bo jakżeby?
Nie czytałam dwóch pierwszych tomów cyklu, ale myślę, że są równie dobre, ich echa pobrzmiewają w "Pensjonacie nad Wierzbowym Jeziorem" - "Pamiętne lato" i "Zima nad Jeziorem" - gdyby wpadły mi w ręce, chętnie przeczytam.
Polecam jako dobrą książkę na lato. Nie jest to lektura najwyższych lotów, ale myślę, że warto od czasu do czasu przypomnieć sobie to, co ważne - każdy z nas był kiedyś młody i nikt nie jest doskonały, chociaż niektórzy tak o sobie myślą. Nie ma ludzi, którzy nie popełniają błędów, a skazywanie na potępienie dziecka, tylko dlatego że miało pecha - to jest dopiero okrucieństwo.