"Pamiętam cię" jest już szóstą wydaną w Polsce książką islandzkiej pisarki Yrsy Sigurdardóttir. Powieść ta w doskonały sposób łączy w sobie elementy kryminału i horroru. Jeśli chodzi o horrory to w 100% pasuje do mnie określenie "żółtodziób". W tej dziedzinie mogę się jedynie pochwalić znajomością "Chudszego" i "Miasteczka Salem" Stephena Kinga. Pomimo tego okładka, a także opis wprost krzyczały do mnie "przeczytaj mnie!", przez co nie mogłam oprzeć się przyciąganiu tego utworu.
W "Pamiętam cię" poznajemy dwie równoległe historie, opowiadane przez Katrin i Freya. Obie opowieści w pewnym momencie łączą się odkrywając zaskakującą pointę i powikłane zależności międzyludzkie. Troje młodych przyjaciół wyrusza na północny zachód, do opuszczonej wioski Hesteyri, aby wyremontować niedawno zakupiony dom i otworzyć w nim pensjonat. Zamiast spokojnego miejsca zastają zimny i mroczny dom, przesiąknięty złem. Z każdym dniem podróż, która miała odmienić ich życie przeradza się w koszmar. Punktem wyjścia dla drugiej historii jest włamanie do przedszkola w niedużym miasteczku. Prowadząca śledztwo Dagny współpracuje z psychiatrą Freyrem, którego synek Benni zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach trzy lata temu. Jeden z pacjentów doktora wspomina o podobnym akcie wandalizmu, który miał miejsce wiele lat wcześniej. Wówczas włamanie poprzedziło znikniecie małego chłopca. Freyr odkrywa, że te sprawy są powiązane, a rozwiązanie zagadki zdemolowania przedszkola, może doprowadzić go do odnalezienia synka.
Yrsa przez cały utwór trzymała mnie w niewyobrażalnym napięciu. Nie mogłam się wprost doczekać momentu, w którym dwie zagadki splotą się ze sobą i będę mogła odkryć, co je łączy. Na nerwy działało mi to, że wszystkie rozdziały kończyły się w najbardziej obiecującym momencie, a z każdym kolejnym zakończeniem miałam coraz więcej natrętnych pytań, niedających mi spokoju. Kiedy już zaczęłam czytać "Pamiętam cię", nie mogłam się od niej uwolnić, chwytałam za nią w każdym wolnym momencie, co niestety równało się czytaniu w nocy.
Uwagę należy zwrócić na doskonale skonstruowanych bohaterów. Każdy posiadał w sobie coś niezwykłego i intrygującego. Lubię, kiedy mogę się zanurzyć w postaci, poznać ją dogłębnie, podzielić się jej emocjami. Yrsa Sigurdardóttir zapewniła mi tą przyjemność w pięknym stylu.
Nastrój grozy pobudzały niezwykle plastyczne opisy. Autorka potrafiła niemal idealnie zagrać słowami tak, by ze zwykłego skrzypnięcia starych desek stworzyć klimat i nastrój oddany nie gorzej, niż w niejednym horrorze. Styl i język są bez zarzutu, no może oprócz "dżizas" i "pliz", które prześladują mnie do tej pory.
Jako kryminał książka zasługuje na najwyższe noty - jest wciągająca, zaskakująca i oryginalna. Poznawanie nowych wyników w śledztwie było dla mnie nie lada przyjemnością. Jeśli zaś chodzi o część z dreszczykiem, tu bym się chwilę zastanowiła. Co prawda zaobserwowałam niepokojąco wiele razy przyspieszone bicie serca, jednak praktycznie na tym się kończyło. Więc mamy dwie możliwości: albo było za mało grozy, albo jestem osobą o stalowych nerwach.
Jak głosi okładka, Yrsa jest królową skandynawskiego kryminału. Pomimo mojego niewielkiego doświadczenia z tego typu literaturą, po przeczytaniu „Pamiętam cię” nie mogę zaprzeczyć. Moja przygoda z Sigurdardóttir rozpoczęła się bardzo obiecująco i jestem pewna, że na "Pamiętam cię" się nie zakończy. Teraz mam zamiar zabrać się za jej cykl kryminałów o zagadkach rozwiązanych przez prawniczkę Thorę Gudmundstottir. Co z tego wyniknie? Przekonacie się już wkrótce.