„Dla mnie ratowanie planety zaczyna się od doglądania własnej działki” – pisze brytyjski biolog Dave Goulson w swojej książce „Dżungla w ogrodzie. O dzikiej przyrodzie”. I to jest fantastyczne podejście. Powiem szczerze, że właśnie tym jednym zdaniem całkowicie skradł moje serce. A wspomnianą książkę będę Wam dosłownie wciskać do rąk. Wybrzmiewa z niej niesamowita troska o przyrodę i miłość do tętniącego życiem mikroświata, który mamy wszyscy na wyciągnięcie ręki w ogrodach, doniczkach na balkonie, w parkach, na łąkach, nawet szczelinach w chodniku czy murku, a nie potrafimy w pełni go docenić przez niewiedzę, ignorancję czy nieuzasadniony lęk lub niechęć.
Uwielbiam takich ludzi jak Dave Goulson, żyjących z pasją, którzy potrafią zarażać innych entuzjazmem, podejmują tak ważne tematy, jak ratowanie planety, które oznacza przede wszystkim walkę o bioróżnorodność i umieją to zrobić w bardzo przystępny i obrazowy sposób bez zbędnego moralizowania. Autor zachęca do otwarcia się na piękno świata przyrody, a w tym przypadku jego najmniejszych bohaterów, którzy powinni być dla nas ważni, bo to od nich bardzo mocno zależy nasza przyszłość, a na razie jesteśmy głównie specjalistami w niszczeniu i ignorancji, czyli możemy się m.in. poszczycić betonowaniem miast, używaniem na szeroką skalę pestycydów, czy nieumiejętną uprawą roślin, nie zdając sobie sprawy, że również psujemy własne zdrowie.
Dave Goulson pokazuje, że każdy z nas może dołożyć małą cegiełkę do ratowania dzikiej przyrody i nie wymaga to wielkiego wysiłku. Wystarczy mały skrawek ziemi, gdzie posadzimy między innymi rośliny przyjazne dla zapylaczy, czy jagody odpowiednie dla ptaków, sami zrobimy kompost, pozwolimy się po prostu rozgościć sporej ekipie maleństw: dżdżownicom, stonogom, pszczołom, chrząszczom, mrówkom itd. i zadbamy o to, by różne gatunki żyły w symbiozie. A to wszystko wpłynie również fantastycznie na nasze zdrowie psychiczne, a do tego będziemy zajadać zdrowe warzywa i owoce z własnych upraw.
Ta książka to kopalnia często naprawdę zaskakujących ciekawostek. Kto z Was wie, że skorki to agenci biokontroli, a mrówki mają własne „krowy”? Fajnym dodatkiem są przepisy, które mają zachęcić do uprawy własnego ogródka. Ubolewam jedynie, że zabrakło ilustracji, bo wtedy moja ocena byłaby 10/10 :-) Za świetne tłumaczenie odpowiada Anna Bańkowska.
Dziękuje Wydawnictwu Marginesy za egzemplarz do recenzji!
PS Wiedzieliście, że substancje zawarte w obrożach przeciwpchelnych są ogromnym zagrożeniem dla środowiska i tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy ze skali tego problemu?