Czasami to, co najważniejsze, mamy przed oczami, ale przez problemy, szarą codzienność, pogoń za samym życiem – zwyczajnie tego nie dostrzegamy. Gdy jednak dochodzi do tragedii, wówczas dopiero otwieramy ślepia i widzimy, że wcale nie jest tak źle, jak nam się wydawało. „A między nami ocean” jest na to najlepszym przykładem.
Grace ma wszystko, o czym marzy każda kobieta – przystojnego i kochającego męża, trójkę wspaniałych dzieci, pieniądze. Jednakże można rzec, że jest samotną matką. Steve bowiem jest żołnierzem, pracuje na lotniskowcu i rzadko bywa w domu. Wie, że Grace poradzi sobie bez niego, a „podwójne” życie przecież mu się podoba. W idyllicznym świecie pojawiają się rysy, które trudno będzie wypolerować. Ciągła zmiana miejsca zamieszkania, wieczne podróże i brak własnego miejsca na świecie powoli zaczynają denerwować Grace.
Kobieta zaczyna brać swoje życie za barki. Chce się spełniać zawodowo, pragnie mieć swój dom. Ze względu na brak męża przy codziennych decyzjach, niektóre z nich podejmuje bez angażowania go, wie bowiem, jakby na nie zareagował. Stopniowo oddalają się od siebie, co wpływa nie tylko na nich, ale również na ich niemalże dorosłą trójkę dzieci. Gdy dochodzi do eksplozji na lotniskowcu, a Steve zostaje uznany za zaginionego, Grace przeżywa najtrudniejsze chwile w swoim życiu. Zaczyna wszystko analizować i dochodzi do wniosku, że nie potrafi żyć bez męża i oddałaby wszystko, byle tylko wrócił cały i zdrowy. Czy Steve stanie na progu domu i przywita żonę?
„A między nami ocean” to książka pełna ciepła, opowiadająca o zwyczajnym życiu amerykańskiej rodziny, która zmuszona jest pogodzić się z trudną pracą męża i ojca. Brak jego codziennej obecności odbija się na każdym z jej członków. Susan Wiggs autentycznie opisała rozterki głównych bohaterów, nie popadając w skrajności, a przybliżając czytelnikowi ich uczucia i emocje w danym momencie. Dzięki temu postacie stają się dynamiczne, plastycznie ułożone w nierówne linie, które kształtowane są przez wydarzenia.
Największym dynamizmem odznaczała się właśnie Grace. Jej silna wola i samozaparcie okazały się najlepszą drogą do zmienienia siebie na lepsze. Podziwiałam jej upór w dążeniu do celu, mimo tego, że nie miała wsparcia w mężu. Sam Steve z początku budził we mnie mieszane uczucia. Całym sercem zaś pokochałam ich córkę, Emmę, która stała się dorosła zbyt szybko przez tragiczne doznania, których była ofiarą.
Książka ta to nie tylko podróż w głąb ludzkich uczuć i pragnień, to również opowieść pełna wewnętrznych rozterek, z którymi muszą się uporać rodziny żołnierzy. Ich trudne życie wiedzie się na dwóch torach, a każdy z nich wydaje się być nieodpowiedni. Trudne rozstania, wesołe powroty, ulotne chwile szczęścia, a później znowu rozstania. To ciężkie, ale potrafią odnaleźć w sobie siłę, by przetrwać, dają z siebie wszystko, by utrzymać się na fali. Książkę polecam tym, którzy potrzebują odnaleźć nadzieję i wiarę w to, że nic tak naprawdę nie jest stracone.