To wielkie szczęście, że istnieją pisarze pokroju Wojciecha Chmielarza, którzy zabierając czytelnika w wykreowany przez siebie świat robią wszystko, by ów świat poznać dogłębnie, by wyciągnąć jego najmroczniejsze sekrety na powierzchnię, pokazać to miejsce, opisać, nazwać bez ogródek. By wreszcie pokazać nam, że to, co czyni prawdziwą szkołę, to ludzie - z traumami, wzorcami, stereotypami. Z powielaniem rodziców, ze skrywaniem tragicznych wypadków z przeszłości, z często podwójnie prowadzonym, nastoletnim życiem, z gniewem czerpanym z rodzicielskiej agresji.
Spojrzenie w głąb tego, co wynosimy ze sobą poza mury własnego, małego mieszkania, autor podzielił na dorosłe i młodzieńcze perspektywy. Budzącą słuszne skojarzenia z przestarzałym już, stereotypowym obrazem Pani Nauczycielki Klementynę, obarcza przeszłością nie do wybaczenia. Każe jej dźwigać winę, która pali żywą raną przez całe lata, po śmierć. "Koszmary trwały od tak dawna, że czasami miała wrażenie, że stały się jej immanentną częścią. Nowym organem ciała, chociaż bolesnym i niepotrzebnym. Nowotworem snów." (str. 237)
Gwałtowne, budzące współcierpienie wspomnienia z przeszłości powodują nasz sprzeciw, niezrozumienie, gwałtowny opór w zderzeniu z rolą społeczną, jaką przychodzi Klementynie pełnić w przedstawionym momencie życia. Przeciwstawiony dojrzałej nauczycielce obraz młodych ludzi jest niczym fajerwerk. Pełen ufności, która prowadzi do zguby, wściekle podlegający modom, chęci zaistnienia, przeciwstawienia się regułom. Taki świat, wiemy to przecież, nie jest niczym nowym. Może po prostu jest jednym z tych tematów, które dorośli doskonale znają i równie doskonale omijają zaprzeczając faktom i przypuszczeniom.
Śmierć jednej z uczennic - Marysi, jak i jej powód, również nie jest niespotykanym przypadkiem. Zachowania młodych ludzi, prowadzące do niszczenia słabszych jednostek nie są dziwne. Ale to Wojciecha Chmielarza trzeba by pokazać je tak, że wydają nam się nieprawdopodobne czy wręcz odstręczające, by obudzić w nas czujność albo oburzenie, bo wreszcie przez rany, ból i krew pokazać, że taka bywa prawda. Bo o prawdzie też trzeba pisać wyjątkowo, a autor to potrafi.
W fikcyjnym świecie zbrodni ukrywa klucz do emocji, którym dzięki niemu połączą wyobraźnię z tym, co jest zupełnie realne. Kolejna śmierć, ta bardziej dramatyczna, "widowiskowa" i przedziwnie niebyła, stanowi już temat, w którym autor od lat czuje się najlepiej. Czysto kryminalny przypadek morderstwa dokonanego na nauczycielce przywraca nas do świata często kreowanego przez Chmielarza. Otrzymujemy po raz kolejny, sprawnie spisane sposoby dochodzenia do prawdy. I choć śledczymi uczynieni są przypadkiem zaangażowani w sprawę - młody, aspołeczny chłopak Gniewomir i wspomniana już starsza nauczycielka Klementyna, to zwroty akcji, niespodziewane odkrywanie dowodów, przerzucanie naszych podejrzeń z bohatera na bohatera, są jak zwykle wyśmienicie poprowadzone, podane ze smakiem i mocnymi, typowymi dla autora akcentami.
To jest niezwykle dramatyczna opowieść. Opowieść o domach, które zabijają obojętnością, ukrywanymi nałogami, przemocą, zgodą na zło i samym jego potęgowaniem. Opowieść o jątrzących się latami, nawet pokoleniami ranach, na które nie ma leków, okładów, znieczuleń. Opowieść o genezie naszych dramatycznych zachowań. "Była wybrakowana. Nie wiedziała dlaczego. Nie rozumiała, kto ją zepsuł i w jaki sposób, jednak właśnie to się wydarzyło. jakby ktoś zakradł się w nocy do ich domu (...) i wykradł jej serce, a na to miejsce podłożył zimny, twardy kamień." (str.263-264) Nie ma tutaj miejsca na niedopowiedzenia, ale też nie ma wskazywania palcem tych, o których można bez wątpliwości powiedzieć: winny. Po lekturze tej książki pozostaje przekonanie, że wszyscy krążymy wokół wydarzeń, ludzi, decyzji, które ranią, które pozostawiają ślady, i które pewnego dnia mogą okazać się śmiertelne. Dla nas lub kogoś, kto stanie na drodze naszych chorych wyobrażeń.
Pani_Ka Czyta