Niektóre budynki wzbudzają nasz zachwyt swoją formą i wykończeniem. Inne budzą uczucie nieokreślonego niepokoju i sprawiają, że patrząc na nie, czujemy zimne dreszcze biegnące po plecach, mimo iż to „tylko mury”. Posiadłość Morning House położona na wyspie przyprawia właśnie o tego typu dreszcze, a ściany domostwa widziały dużo złych uczynków i utrzymują w sekrecie mroczne wydarzenia sprzed lat.
Zakochana po uszy Marlowe Wexler przez przypadek doprowadziła do pożaru. Częściowo spłonął dom, którym się opiekowała pod nieobecność właścicieli. Nie taki widok chcieli zastać po powrocie. Żeby zniknąć ludziom z oczu a przede wszystkim z języków przyjmuje propozycje letniej pracy. Ma oprowadzać wycieczki po posiadłości Morning House wybudowanej w latach dwudziestych ubiegłego wieku i należącej do słynnej rodziny Ralstonów. Praca wydawała się nudna, ale dość lekka, przyjemna i mało skomplikowana. Jednak okazało się, że kłopoty bardzo, ale to bardzo kochają Marlowe. Rezydencja i tajemnicza śmierć dwójki dzieci Ralstonów to istna gratka dla fanów true crime, a świeżo upieczona przewodniczka dowiaduje się, że na wyspę została zaproszona w zastępstwie nieboszczyka...
„Kostki domina zostały ustawione już wcześniej, zanim w ogóle się tam zjawiłam, i potrzebowały tylko leciutkiego szturchnięcia, żeby uruchomić straszliwy bieg spraw. A ja stałam się tym nieodzownym palcem, który nieświadomie trącił pierwszą z nich”.
Co tak naprawdę wydarzyło się latem 1932 w cichym i spokojnym Morning House?
Kim był nieboszczyk, którego zastąpiła dziewczyna i jak rzeczywiście zginął?
Jak z tym wszystkim wiąże się nagłe zaginięcie pracodawcy przewodników i opiekuna rezydencji?
„Witajcie w Morning House!” jednak po lekturze książki modyfikuję powitanie na „Uciekajcie z Morning House!”. Tam nic nie jest tym, czym się wydaje, a prawdziwa historia z 1932 roku mrozi krew w żyłach.
Czy młoda dziewczyna uwielbiająca łamigłówki i nosząca jakże znaczące w literaturze imię Marlowe zdoła rozwikłać tajemnice dawnych i obecnych wydarzeń i sprawić, by prawda ujrzała światło dzienne, a sprawca poniósł karę?
Maureen Johnson udowodniła, że tworzy jedne z najlepszych i najciekawszych młodzieżówek z wątkami kryminalnymi. Jest odpowiedni klimat, tajemnica i dość skomplikowana zagadka, sieć kłamstw i niedopowiedzeń, w które uwikłana zostaje główna bohaterka. Mamy też dobrze wykreowane postacie, zawiłe międzyludzkie relacje, odpowiednią dawkę humoru, mylne tropy i wartką angażującą akcję. Sama fabuła również jest intrygująca i trzymająca w napięciu a moje ulubione retrospekcje z upalnego lata 1932 roku tylko wzmagały apetyt, by jak najszybciej poznać zakończenie historii.
Śmierć w Morning House to młodzieżówka, ale czyta się ją jak rasowy kryminał dla dorosłych.