„Najlepsza na świecie powieść kryminalna 2008, uhonorowana najwyższą nagrodą Duncan Lawrie Dagger (Gold Dagger Award)” – takie zdanie przeczytałam na okładce książki, którą wzięłam przypadkowo do rąk w bibliotece. Chyba nikogo to nie zdziwi, że mnie to zainteresowało i za chwilę bestseller znalazł się na moim koncie czytelniczym na 30 dni. Muszę przyznać, ze tak byłam ciekawa tej powieści, ze prawie biegłam do domu, żeby do niej od razu zajrzeć. Czy książka spełniła pokładane przeze mnie w niej nadzieje? O tym za chwilę…
„Drugie życie Marianne Shearer” to powieść kryminalna napisana przez urodzoną 18 listopada 1948 prawniczkę, która przez wiele lat występowała jako adwokat w sprawach karnych, Frances Fyfield (właśc. Frances Hegarty, bo tak brzmi nazwisko pisarki). Urodziła się i wychowała w angielskim miasteczku Derbyshire. Podstawowe wykształcenie zdobyła w szkołach przyklasztornych, a studia prawnicze ukończyła na uniwersytecie w Newcastle. Od początku działalności prawniczej zajmowała się prawem karnym, co pozwoliło jej dogłębnie zapoznać się z wieloma makabrycznymi sprawami, pełnymi morderstw, gwałtów i innych mrożących krew w żyłach wydarzeń. Za swoje powieści była wielokrotnie nagradzana najwyższymi nagrodami literackimi, a także nominowana do najważniejszych wyróżnień gatunku. Została przetłumaczona na 14 języków, w tym „Drugie życie Marianne Shearer” na język polski (innych powieści tej autorki na język polski chyba nie przetłumaczono – przynajmniej ja nie znalazłam jej w żadnych księgozbiorach).
Marianne Shearer – bezwzględna, często okrutna prawniczka, adwokat królewski – wygrywa swoje sprawy prawie zawsze. Zresztą jest to jej głównym celem zawodowym – ima się w zasadzie tylko takich spraw, gdzie widzi choć cień wygranej. A nie jest to sprawą łatwą, bowiem Marianne broni największych szumowin, gwałcicieli, psychopatów. Jej sposób działania polega na bezwzględnym potraktowaniu ofiary przestępcy poprzez podważenie jej wiarygodności w oczach sądu i ośmieszenie. Powieść zaczyna się kolejną wygraną prawniczki. Tym razem oskarżonym był Rick Boyd – człowiek z gruntu zły, psychopata żerujący na naiwności swoich ofiar – młodych dziewcząt, które najpierw urzekał swoim czarem osobistym i wyglądem, potem więził, gwałcił, stosował przemoc fizyczną i psychiczną, okaleczał w okrutny sposób i zmuszał do bolesnych praktyk seksualnych. Dzięki splotowi pewnych wydarzeń (wycofanie się dwóch świadków oskarżenia, śmierć głównego świadka) i genialnemu jak zwykle poprowadzeniu przesłuchań ze strony obrony, oskarżony zostaje zwolniony z powodu braku wystarczających dowodów. Kolejne spektakularne zwycięstwo !!! Ale… no właśnie… parę dni po tym procesie Marianne popełnia samobójstwo skacząc z szóstego piętra hotelu. Dlaczego? Przecież była na samym szczycie sławy…przecież niedawno wygrała, a zwycięstwo zawsze było dla niej priorytetem… przecież niedawno kupiła apartament wart ponad milion funtów… Może to nie było samobójstwo? Może ktoś jej pomógł? A może odkryła w sobie wyrzuty sumienia, że poprzez swoją żądzę wygranej za wszelką cenę, skrzywdziła tak wiele bezbronnych ofiar? Zagadką jest również ubiór Marianne w czasie samobójczej śmierci. Skoczyła na jej powitanie w pięknej, drogiej, lśniącej wszystkim kolorami tęczy jedwabnej spódnicy, podczas gdy wszyscy znali ją jako ascetyczną, ubierającą się w czarne, żałobne garnitury kobietę. Może więc właśnie jej strój jest jakąś wskazówką? Żeby odpowiedzieć na to i inne pytania należałoby przeczytać tę powieść, bo ja nic więcej nie zdradzę.
Cała akcja powieści skupia się właściwie wokół wyjaśnienia przyczyny śmierci tytułowej bohaterki. Choć wątków pobocznych mamy bardzo dużo, to jednak wszystkie one łączą się i w rezultacie prowadzą do jednego. W powieści nic nie dzieje się bez przyczyny. Zarówno występujące tu wątki miłosne, wątki typowo prawnicze, jak i kryminalne, czy psychologiczne mają jeden cel – poznanie „drugiego ja” Marianne i stwierdzenie, dlaczego doszło do tak nieoczekiwanego finału jej życia. Akcja jest bardzo spójna – autorka poprowadziła ja w sposób wręcz perfekcyjny. Nie gubimy się w wydarzeniach, nie zastanawiamy się, dlaczego nagle pisze o czymś, o czym nie mamy zielonego pojęcia. Niemniej musimy się skupić przy czytaniu tej książki, bo pisarka przekazuje nam taki ogrom szczegółów, że każde rozproszenie uwagi może powodować utratę wątku i ominięcie czegoś ważnego.
Jest w tej książce coś nieprzyjemnego, mrocznego. Może jest to kwestia bohaterów, z których w zasadzie żaden nie wzbudza jednoznacznej sympatii. Marianne, wokół której wszystko się kręci, jest osobą odrażającą i na wskroś złą. To zimna, okrutna, nieludzka, bezlitosna prawniczka, która dąży do sukcesu nie oglądając się na nic i na nikogo „po trupach”. Broni zawsze największych szumowin, upokarza bez najmniejszego poczucia winy ich ofiary, nie waha się przed manipulowaniem faktami, byle tylko wygrać proces i „zaliczyć” kolejne zwycięstwo. Marianne wydaje się tak zła, że aż wyzbyta z jakichkolwiek ludzkich uczuć czy odruchów. Jej samobójstwo nie robi na czytelniku większego wrażenia, z łatwością akceptuje jej śmierć, a może nawet się z niej cieszy?
Inni bohaterowie nie wydają się dużo lepsi. Rick Boyd, ostatni klient Marianne, to okropny, bezwzględny typ sadysty i manipulatora, który bezlitośnie traktuje podległe mu ofiary, okalecza je, gwałci, doprowadza do granic obłędu. Angel – jego ostatnia ofiara – to naiwna, bezwolna kobieta, której zachowanie bardziej rozśmiesza, irytuje czy prowadzi do litości niż do sympatii. Brat Marianne Frank, to również nieciekawy typek – żyjący w brudzie nieudacznik, łasy na spadek i dążący do jego otrzymania bez oglądania się na sposoby, pijaczyna pozbawiony wszelkiej godności i zasad. Jej przyjaciel, prawnik Thomas Noble, który zajmuje się sprawą spadku po zmarłej, wydaje się na początku nieco lepszą postacią, ale to również karierowicz, zadufany w sobie, a jednocześnie zakompleksiony, apodyktyczny i nielubiący nikogo. Peter Friel, były praktykant Marianne, choć stara się naprawić krzywdę wyrządzoną w czasie ostatniego procesu, jest również postacią uległą, bez własnego zdania i przy osobowości swojej protektorki, wręcz nijaką. Jedyna osoba wzbudzającą cień sympatii jest siostra Angel – Henriette, dziewczyna, której pasją jest renowacja ubrań, zaradna, myśląca, inteligentna. To dzięki Hen wkraczamy w magiczny w tym wypadku świat renowacji ubrań – świat, w którym stare stroje otrzymują drugie życie, tak jak drugie życie prowadziła również Marianne. Hen pokazuje nam, ile może znaczyć dobrze dobrane ubranie, ile zakryć, ile pokazać, ile wykreować.
Portrety psychologiczne wszystkich bohaterów pokazane są przez pisarkę bardzo dogłębnie. Ich cechy wyrastają w zasadzie w każdej scenie powieści. Poznajemy je przez opis narratora, ocenę innych, ale przede wszystkim przez działanie, dzięki czemu możemy ocenić ich w sposób subiektywny.
Dobry kryminał, to dla mnie przede wszystkim, ciekawa, dobrze poprowadzona intryga. Niestety, w „Drugim życiu Marianne Shearer” zabrakło mi tego. O ile, początek książki nawet zaciekawia, to potem akcja bardzo spowalnia, i w zasadzie już w połowie powieści wiemy, jaki będzie jej koniec, a kolejne kartki tylko nas w tym utwierdzają. Fabuła jest więc niesamowicie przewidywalna, a przecież nie na tym powinna polegać powieść kryminalna.
Nie zawiódł mnie natomiast język i styl utworu. Jest prosty, pozbawiony wyszukanych i skomplikowanych form języka prawniczego (mimo, że powieść jest nierozerwalnie z tym środowiskiem związana). Zdania formułowane są jasno i zrozumiale dla czytelnika. Trudno nazwać powieść jednak kryminałem w angielskim stylu, bo brak mu wyrafinowanej elegancji cechującej np. utwory A.Christie. Spotykamy się natomiast z dość licznymi wulgaryzmami, obscenicznością i brutalnością. Na pewno wymaga tego fabuła powieści, ale sceny te powodują, że każda bardziej wrażliwa osoba, będzie musiała po takiej partii przemocy i chorych namiętności, wziąć głęboki oddech i troszkę od książki odpocząć.
„Drugie życie Marianne Shearer” nie należy na pewno do lekkich powieści kryminalnych. Autorka zanurza nas przez całą akcję w bagnie chorych namiętności, pogmatwanych ludzkich losów i poczucia winy. Lektura na pewno zachwyci zwolenników czarnego kryminału, mrocznego, ponurego, bezlitośnie obnażającego ludzkie słabości. Osobom – takim jak ja – lubiącym kryminał w nieco lżejszym stylu, nie polecam tej powieści. Ja czytając ją czułam się zmęczona, robiłam częste przerwy, odkładałam książkę, by wrócić do niej tylko dlatego, że zawsze kończę to, co zaczynam.
moja ocena: 4/10