„Rodzina Monet. Królewna” to książka autorstwa Weroniki Marczak wydana przez Wydawnictwo You&YA. [współpraca reklamowa]
Na wstępie zaznaczę, że recenzja dotyczy drugiej części drugiego tomu. Recenzję pierwszej części „Królewny” i pierwszego tomu – „Skarb” możecie przeczytać we wcześniejszych postach, aczkolwiek przybliżę swoje odczucia względem każdego z tomów dla porównania.
Z Rodziną Monet polubiłam się bardziej po przeczytaniu drugiego tomu niż pierwszego. W pierwszym tomie bracia Hailie zachowują się niesamowicie toksycznie, a dziewczyna ma stworzone z życia istne piekło. I nie, nie przesadzam – pamiętajmy, że jest to nastolatka, której świat się zawalił, której umarła mama i babcia. Jest to młoda dziewczyna, która dowiaduje się, że ma braci, która trafia w nowe środowisko i do nowego szkoły, która nie otrzymuje potrzebnego wsparcia, z którą nikt z nią nie rozmawia i każdy sprawia tylko, że Hailie zwyczajnie wie, że tam nie pasuje. Hailie wkroczyła w życie tak odmienne od tego, które dotąd prowadziła. W drugim tomie zaczęło się robić ciekawie. Hailie zacieśniła więzi z braćmi, którzy starali się faktycznie wspierać ją na każdym kroku. Autorka odkryła kilka kart, mogliśmy zdecydowanie więcej dowiedzieć się o interesach braci, rodzinie bliższej i dalszej, o każdym z bohaterów.
Co nowego znajdziemy w drugiej części „Królewny”? Schemat jest dość podobny. Są wyjazdy, poznajemy kolejną tajemniczą osobę, są przekomarzania, jest wątek z Leo, no i niebezpieczeństwa, które czyhają na Hailie. Niby to samo, ale jednak po Hailie widać zmiany i z tomu na tom coraz bardziej podoba mi się to, w jakim kierunku zmierza postać Hailie. Dziewczyna jest bardziej charakterna, a też doświadczenia sprawiają, że nie jest już takim dzieciuchem obrażonym na cały świat. Z drugiej strony zna swoje mocne strony, umie pociągać za sznurki i wie, jak pogrywać sobie z braćmi i ojcem – to było takie kinda cute.
Autorka porusza w tym tomie ważny wątek, związany z zachowaniem Hailie. Życie dziewczyny jest bardzo kontrolowane, nie może ona decydować prawie o niczym, nie może wychodzić na miasto, spotykać się z przyjaciółmi. Wynika to oczywiście z chęci zapewnienia jej bezpieczeństwa (jest to dla mnie zrozumiałe, ponieważ gdybym ja dostała perfumy z jakimś kwasem, to sama bym panikowała), ale miejmy na uwadze, że Hailie jest nastolatką i jednak potrzebuje kontaktu z rówieśnikami, potrzebuje jakiejś rozrywki. I gdy Vincent zamyka ją w złotej klatce, to oczywiście nie wychodzi to na dobre. Hailie przy pierwszej okazji, gdy ojciec pozwala jej iść z braćmi potańczyć, upija się do granic możliwości. Z jednej strony pomyślałam podczas czytania „omg, Hailie, znowu postępujesz głupiutko”, a później uświadomiłam sobie, że to idealne zobrazowanie tego, jak na młode osoby działają ograniczenia narzucane w takim stopniu. Sieczka z mózgu i chęć odreagowania na swój sposób, zbuntowania się. Podobał mi się ten wątek, w szczególności, że miał później swoje konsekwencje.
Poza tym, podobało mi się, jak autorka rozwinęła relacje między Hailie a jej braćmi. Porównując właśnie z pierwszym tomem, to tutaj mamy przeskok na sensowniejsze przemyślenia, mniej toksycznych zachowań, lepsze odzywki, więcej wsparcia. Jakby tworzyła się ta harmonia między wszystkimi Monetami. Coraz przyjemniej się to czyta.
W tym tomie pojawiło się jeszcze coś, czego nie było wcześniej – szczera rozmowa Hailie z ojcem, taka długa, ze wspominkami jak to było wcześniej, jak wyglądała relacja z mamą Hailie jak Hailie była mała. Otrzymujemy szerszy ogląd na sytuację, a tego mi trochę brakowało.
A, miałam zarzut w drugim tomie, że wątek miłosny z Leo jakoś mnie nie przekonuje, to jednak teraz mi się podobało. Nie wyszło to na pierwszy plan, więc się cieszę, ale zachowanie Leo było urocze, a też i dojrzałe.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się po pierwszym tomie, że twórczość Weroniki Marczak stanie się dla mnie takim comfort read, a naprawdę polubiłam Monetów.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu You&YA.