O Bernhardzie Hennenie słyszę po raz pierwszy, mimo że ten niemiecki pisarz podobno uchodzi za sławną w fantastycznym światku personę. Urodzony w 1966 roku, mieszka obecnie w Krefeld razem z żoną i dziećmi. Ma słabość do bitewniaków i uczciwie przyznaje, że w swoich powieściach wszelkie walki rozgrywa najpierw za ich pomocą, a dopiero później przenosi na papier. Dzięki Fabryce Słów polscy czytelnicy mają od niedawna okazję do zapoznania się z jego najsłynniejszym dziełem, czyli cyklem Elfy. W tej tematyce autor stworzył wiele tytułów, toteż - o ile książka się u nas przyjmie - czeka nas długa i niezwykle przyjemna przygoda w świecie wykreowanym przez Hennena. Czy rzeczywiście popularny za zachodnią granicą pisarz stworzył coś na miarę tolkienowskiego Śródziemia, tak jak nam zapowiadano przed premierą?
Nie do końca, co nie oznacza jednak, że Elfy okazały się literackim niewypałem. Tolkiena chyba już nie da się pokonać - na zawsze pozostanie on niedościgłym mistrzem kreacji świata przedstawionego. Jestem przekonana, że nikomu nie uda się przebić rozmachem tego, co Mistrz tworzył przez tyle lat - właściwie od zera. Nie twierdzę przy tym, że nie można w ogóle próbować! Najważniejsze jest to, by mieć ciekawą wizję i jednocześnie nie zaprzepaścić swojej szansy poprzez niedopracowanie. Bernhard Hennen zdecydowanie spełnia oba warunki - jego pomysł na fantastyczną krainę elfów i ludzi jest zaskakujący dobry i na pewno nie można mu zarzucić uchybień w kreacji otoczenia bohaterów książki.
Właśnie, bohaterom Elfów należy się osobny akapit. I choć główne skrzypce teoretycznie gra jarl Manfred, przywódca ludzkiej osady na skraju elfickiej Alfenmarchii, to jednak baczniejszą uwagę poświęca czytelnik szpiczastouchym postaciom. No więc jakie właściwie powinny być te elfy? To zależy co nam podpowiada wyobraźnia. Jedni widzą je jako maleńkie istotki ze skrzydełkami, inni wolą wyobrażenie pomocników Mikołaja. Ja zaś preferuję stare, dobre elfy z tolkienowskiego Śródziemia. Ot, tacy Legolas i Tauriel, chociażby. Muszę przyznać, że Hennen daleko od tego wizerunku nie odbiegł, co bardzo mnie cieszy. I tutaj elfy są waleczne i mądre, a także przepełnione nostalgią i wrażliwe na piękno. Właśnie te istoty pokochałam przed laty i wdzięczna jestem autorowi, że w jego Elfach jest dokładnie tak samo. Dzięki temu powieść tę darzę ogromnym sentymentem, a jego samego - szacunkiem.
Elfy napisane są z prawdziwym rozmachem, z dbałością o szczegóły, a przepełnione są wartką akcją, mityczną magią oraz różnego typu intrygami. Całość sprawia wrażenie dogłębnie przemyślanej, choć niewprawny lub nieprzyzwyczajony do takiej narracji czytelnik chwilami może czuć się zagubiony. Prawda jest bowiem taka, że w powieści Hennena nie ma jako takiej osi fabularnej. Kilka wątków prowadzonych jest oddzielnie i dopiero po jakimś czasie wszystko się zazębia i przenika. Mnie to nie przeszkadzało, ale mogą znaleźć się tacy, którym nie będzie to odpowiadać. Zwłaszcza że Hennen na nikogo z akcją nie czeka, aby zapoznał się z realiami i bohaterami, bo od razu rusza z nią z kopyta. Przetrwają tylko ci najwytrwalsi. Ja nie miałam problemu z nadążaniem za tokiem myślenia autora, niemniej jednak również uważam, że czasami przesadza. Dotyczy to również przewagi opisów nad dialogi - momentami rzeczywiście jest to męczące, nawet pomimo faktu, że styl Hennena jest właściwie nienaganny i nie mam mu nic do zarzucenia.
Wiedziałam po co sięgam, wybierając się w podróż do Alfenmarchii i nie zawiodłam się ani trochę. Elfy to przykład wspaniałej fantatsyki w klasycznym ujęciu - bez udziwnień i ostatnio popularnej etykietki urban. Powrót do korzeni był dla mnie niezwykle odświeżający, dlatego też nikogo zapewne nie zdziwi fakt, że lektura Elfów po prostu sprawiła mi przyjemność. Jeśli tylko lubicie tolkienowskie klimaty, epicką walkę Dobra ze Złem oraz elfy takie, jakie być powinny - powieść Bernharda Hennena to książka dla Was.
Ocena: 5/6