Nie często jest okazja, aby trzymać w ręku solidny debiut prozatorski. Ukazała się bowiem książka Marka Zienkowicza „1435 milimetrów”. Tytuł ten, brzmiący nieco technicznie jest odległością normalnego rozstawu toru, a także trafnie sugeruje zawartość książki. Zienkowicz od wielu lat pracuje jako maszynista na tzw. „wahadłach”, czyli pospolitych pociągach osobowych (Elektryczne Zespoły Trakcyjne). Korzystając z dłuższych postojów, Autor zapisuje swoje wrażenia. W ten sposób powstają wiersze, oraz „zapiski maszynisty”, dumnie prezentowane na autorskim bloogu. Z owych zapisków, po wyborze powstała książka, wspomniany debiut. To prawie pół setki opowiadań! Znajdziemy w nich relacje z odbytej pracy. Relacja ta, to połączenie godzin odjazdów, wspomnień, refleksji z bystrą obserwacją otoczenia. Zienkowicz opisuje także sytuację nietypowe, jak dylemat kierownika pociągu, który znalazł bukiet róż na jednym z siedzeń czy blondynkę, której pantofelek zsunął się między peron a stojący na stacji pociąg. Blondynka, oczywiście, postąpiła w sposób najmniej rozsądny.
Piotr W Rudzki we wstępie dostrzega: „Być może w przyszłości ktoś wytknie Autorowi przewidywalność i okropną rutynę kolejowego rytuału. Jednakże, czy tak naprawdę można przewidzieć, jaki piasek indywidualnych emocji i doznań może wypełniać przestrzeń pomiędzy bryłami – mówiąc w przenośni – każdego opisywanego, oznaczonego w rozkładzie jazdy podwojonym kilofem roboczego dnia? Dokąd w sumie prowadzi widziany przez przednią szybę drut egzystencjalnej trakcji? I wreszcie jaka na przykład będzie Warszawa, kiedy będzie się wjeżdżało do niej po raz wtóry: już i w innym charakterze, i w innym celu, i po wielu latach?…”
Czy maszynista Kolei Mazowieckich, poeta zrzeszony w grupie poetyckiej WARS
(w dalekobieżnej serii wydawniczej tejże grupy została wydrukowana książka Zienkowicza) ma szansę na nagrodę „Człowiek – przyjaciel kolei”? Według regulaminu konkursu, nominowany do nagrody człowiek musi aktywnie działać w sferze poprawy ogólnego wizerunku Kolei, a także pracować w branży. W praktyce konkurs organizowany przez Polskie Linie Kolejowe oraz Rail Business Forum – wśród wielu kategorii, nie przewiduje nagrody za publikację książkową, nie ma tam nawet kategorii – pasażer roku. Jest to bowiem rzadkość, aby poprzez publikację książkową poprawić spostrzeganie PKP. Jednak „1435 milimetrów” całkowicie spełnia kryteria pozytywnego i szlachetnego uświadamiania czytelnikom piękno podróży koleją. Pierwszą osobą, którą zauroczyła tematyka książki był drukarz: „Miałem zupełnie inne zdanie o tym, co kursuje na torach. Coś musi być na rzeczy, skoro powstała tak szczera publikacja!”
Przy okazji lektury wyłania się inny obrazek. Pośród relacji z pracy, obok godzin odjazdów, czasem napotkać można numer składu, który wówczas prowadzony był sprawnymi rękoma Autora. Być może odtąd pasażerowie, zamiast wypełniania czasu podróży czytaniem książki, będą zwracali uwagę na to – czym jadą i w jakich warunkach. Dzięki temu – wszyscy będą mogli uniknąć niepotrzebnych stresów – wiedząc, że na torach, w pociągach - wszystko może się zdarzyć. Marek Zienkowicz w opowiadaniu „Noc w Pilawie” pisze: „Wieczorem 21 lipca przyprowadziłem do Pilawy pociąg 905. Planowo, o 2246. Nieliczni podróżni szybko wysiedli, zjeżdżam w tory postojowe. Przejście wzdłuż składu i zmiana kabiny. Przede mną kilka godzin oczekiwania – odjazd dopiero o 520. Jest duszno i gorąco, gaszę oświetlenie pociągu i otwieram szeroko okno kabiny. Wdycham aromat letniej kolejowej nocy. Ziołowo-łąkowy zapach roślinności miesza się z wonią podkładów i miejsca z którego nie wolno korzystać
w czasie postoju. W torach postojowych jest zupełnie ciemno, przede mną lśni niebieskie światło tarczy manewrowej; dalej – za nieczynnym od lat budyneczkiem odprawy pociągów – dwa puste, oświetlone pomarańczowym światłem latarń perony. Za torami stacji, równolegle do nich biegnie ulica; kilka lamp i jednorodzinne domy, między nimi sylwetki wysokich drzew czernieją na tle głębokiego granatu nieba. Gdzieś daleko niestrudzenie szczeka pies.
Z toru 3 skład cystern rusza właśnie w dalszą drogę – szarpnięcie niewidocznej w ciemności lokomotywy przechodzi charakterystycznym dreszczem wzdłuż pociągu wprawiając w ruch kolejne wagony; po minucie ostatni z nich rozpływa się w ciemności, odgłosy zamierają... Cisza nie trwa długo – z Parysowa na tor 10 wjeżdża ET22 ze składem czteroosiowych węglarek; ładowne Eaos-y tradycyjnie skrzypią i niemiłosiernie piszczą przy hamowaniu. Po kilku minutach postoju ten pociąg również rusza i wyjeżdża w kierunku okręgu Pl1 – zatem w stronę Jaźwin lub Grzebowilka. Od Garwolina trzy świecące punkty zwiastują zbliżanie się następnego pociągu. Pośpieszny Lublin – Kołobrzeg ma 15 czy 16 wagonów, nie mieści się w peronie. Rzadki to widok – obecnie to perony są zazwyczaj zbyt długie w porównaniu do zatrzymujących się przy nich składów. Obraz jako żywo z dawnych lat – stojący na korytarzu otwierają okna i palą papierosy, w jednych przedziałach rozmowa, w drugich lektura,
w jeszcze innych drzemka. Tylko gitarowych śpiewów - tak charakterystycznych dla dawnych wakacji – jakoś nie słychać.”
Warto przy okazji dodać, że każde opowiadanie zaczyna się fotografią. Zdjęcia te –
w sposób mniej czy bardziej charakterystyczny przedstawiają specyfikę każdego opowiadania. W ten sposób czytelnik ma wyjątkowo artystyczną opowieść o życiu maszynisty, w którym znajdzie własne fascynacje podróżą. Tym samym lektura „1435 milimetrów” stanie się książką niezbędną, aby poznać Kolej z nieco innego, wrażliwego punktu obserwacji.