„Prawo matki” autorstwa P.K. Farion stanowi drugi tom serii Krwią naznaczone, zapoczątkowaną przez „Prawo ojca”. Była to również moja już trzecia styczność z twórczością tej autorki, która z każdą kolejną premierą zaskakuje mnie coraz bardziej. Z każdą książką Farion pozwala mi poznać swój warsztat z zupełnie innej strony: „Prawo ojca” zaskoczyło mnie ilością plot twistów, „Ale meksyk” zaskoczyło mnie humorem, a „Prawo matki” brutalnością, przez którą wiele razy musiałam oderwać się od lektury. Nie sądziłam, że autorka pobije pierwszy tym pod tym względem - myślałam, że brutalność Igora było najgorszym, co mogło mnie spotkać... Niestety okazało się, że dwójka innych panów spowoduje moje obrzydzenie do tego stopnia, że jak tylko spojrzę na okładkę, to przed oczami mam kilka brutalnych scen z ich udziałem w roli głównej...
Zuzanna jest silną kobietą, która walczy o swojego syna najlepiej, jak potrafi. Nie jest już sama, ale to nie znaczy, że przestała być samotna. Myślała, że jej świat stanął na głowie, ale niestety to zaledwie początek, a najgorsze dopiero przed nią.
Igor wierzy, że zdobył wszystko, czego pragnął i potrzebował. Uważa, że jest panem sytuacji i jednym słowem: wygrał życie. Niestety nie będzie mu dane spać spokojnie, a jego sumienie zostanie obciążone najcięższą ze zbrodni.
Dla obojga dobro syna jest najważniejsze, a kiedy w grę wchodzi również jego życie, robią wszystko, aby go ochronić. Ona waleczna i honorowa. On bezlitosny i uparty.
Nóż wbity w plecy boli najbardziej, do tego dochodzi fakt, że do walki muszą przystąpić razem, ale osobno. Wtedy zaczyna się największy horror. Horror matki.
Nie mam pojęcia co powinnam Wam teraz powiedzieć - od jakich słów zacząć, by oddać wszelkie emocje, które targały mną w trakcie czytania... Po raz kolejny uległam urokowi stylu Farion. Nie wiem, jak ta kobieta to zrobiła, ale od samego początku czułam pomiędzy mną a tą historią pewną chemię/ przyciąganie, przez które nie byłam w stanie oderwać się od czytania.
Po raz kolejny całą historię poznajmy z punktu widzenia dwójki głównych bohaterów - Zuzanny oraz Igora, co było strzałem w dziesiątkę! Autorka przygotowała dla swojego czytelnika dwójkę bohaterów z silnymi charakterami, przez co w historii tej nie czeka na Was postać dominatora oraz osoby uległej. Po raz kolejny nasi bohaterowie zostali wystawieni na niezłą próbę (nie powiem jaką, by nie spojlerować), jednak czy oboje wyjdą z tej historii cało? Wiadomo, tego Wam również nie zdradzę - przygotujcie się na wiele skrajnych emocji.
Do tej pory nie potrafię przestać myśleć o piekle, które zmuszona była przeżyć Zuzanna. Pomimo, że nie ma własnych pociech, zrozumiałam, że każda matka jest w stanie przeżyć nawet najgorsze katusze, byleby tylko jej dziecko było w pełni bezpieczne.
Jeśli chodzi o postać Igora, to przyznam, że jego osoba zyskała w moich oczach. W „Prawie ojca” był według mnie totalnym dupkiem, z którym nie potrafiłam znaleźć wspólnego języka, jednak to dopiero lektura „Prawa matki” pokazała mi jego prawdziwą naturę, którą próbował ukryć w poprzedniej części.
Okładka „Prawa matki” zapowiada nam mocną, wręcz krwistą fabułę, ale czy do końca tak było? Oj tak! Farion bardzo dobrze przedstawiła świat mafii, który jest pewien niebezpieczeństw oraz brak w nim wszelkich reguł. Przyznam, że pod tym względem autorka totalnie przebiła „Prawo ojca”. Przygotujcie się na kilka mocnych scen, których zbyt szybko nie wymrzecie ze swojej pamięci.
Jeśli chodzi o finał, to powiem tylko jedno: bomba. Lubicie pełne akcja oraz ciągłych zwrotów akcji zakończenia? Jeśli tak - koniecznie zapiszcie sobie ten tytuł na później. Kiedy w historii wszystko zaczęło się pomalutku układać, Farion zarzuciła taką bombę, przez którą sielanka bohaterów runęła jak domek z kart.
Czy książkę polecam? Jeśli rozglądasz się za pozycją pełną akcji, mocnych opisów oraz zapewniających multum emocji, to „Prawo ojca” oraz „Prawo matki” będzie idealne dla Ciebie.