Jak Moon Fuentez zakochała się we wszechświecie recenzja

Hmm, ciężko mi zdefiniować tą książkę... 👀💜🌙

"Jak Moon Fuentez zakochała się we wszechświecie" jest opowieścią o dziewczynie, która zawsze byłą "tą drugą". Z pewnością jest to jedna z oryginalniejszych i nietypowych historii. Bardzo podobały mi się tytułowane rozdziały (niektóre brzmiały komicznie) oraz ich długość (team krótkie). Gilliland w ciekawy sposób przedstawiła losy Moon - ciągłe życie w cieniu sławnej siostry, brak miłości ze strony rodzica, niska samoocena. Było mi smutno czytając o jej chwilach z bliskimi (oprócz cioci, ta jest świetna); czułam również wściekłość, ból. Mimo tych aspektów, książka ma w sobie dużo ciepła. Bohaterka jest zafascynowana roślinami (wierzbówka), tarotem (tworzy własną talię!!!) i fotografią. Oprócz kart, które są dla mnie czarną magią, mogłybyśmy złapać wspólny język. Podobały mi się te naturalistyczne momenty.

W jej życiu pojawił się chłopak, który sprawił, że Moon Fuentez zakochała się we wszechświecie. Czy możemy porozmawiać o tym jaki Santiago jest wspaniały? OMG, dawno nie polubiłam tak żadnego bohatera. Ideał? Niemalże tak. 🛐🛐🛐🛐 Jego zamiłowanie do gotowania, prawienie komplementów (hihi) czy rzucane przy każdej okazji żarty... to kolejne cechy, które urozmaicały tę opowieść.

DLACZEGO TYLKO ⭐⭐⭐⭐⭐⭐ GWIAZDEK?!

Poza tym, że czytałam tą książkę ponad tydzień? W sumie nie jest to minus, bo dzięki temu mogłam się bardziej zżyć z bohaterami. Chyba chodzi o ten aspekt magiczny (latające ćmy, piórka etc.), który nie przekonał mnie do siebie oraz dalsze poprowadzenie fabuły. Czasami zgrzytały mi pewne elementy i dlatego nie poczułam wielkiej miłości. Może to kwestia dialogów? Rozmyślań głównej bohaterki? Szczerze nie wiem, dlatego będę się trzymać tych ulubionych momentów.