Kto choć trochę mnie zna, wie, że moją ulubioną serią są Kroniki Obdarzonych. Pierwsza część została wydana w Polsce w 2010 roku, na drugi tom przyszło nam trochę poczekać. Ostatnio wyszła trzecia część tego cyklu pt. "Istoty Chaosu". Już przed premierą fani tej książki nie mogli się jej doczekać i w dniu premiery wiele osób już miało swój egzemplarz. Wokół powieści Kamii Garcii i Margharet Stohl jest rzeczywiście dużo szumu. W tym wypadku można to uzasadnić tym, że historia Ethana i Leny to genialny przykład gotyckiej fantastyki.
Tym razem nie jest tak kolorowo, jak w poprzednich tomach. Na całe Gatlin spada plaga koników polnych, panuje susza i upał. Podobnie wygląda sytuacja w innych częściach świata, jednak łatwo zauważyć, że to tutaj skupia się całe zło. Po siedemnastym księżycu Leny stary porządek rzeczy przestał istnieć. Wiele osób zakłada, że zaczął się początek końca świata. Ethan odzyskał swoją ukochaną, która teraz należy i do Istot Światła, i do Istot Ciemności. Jej moc, podobnie jak u innych Obdarzonych, rozregulowała się i nie potrafi nad nią zapanować. Dwójka nastolatków wraz z Maconem, Linkubem, Marian oraz Liv stara się znaleźć sposób uratowania świata, który może nadejść w dniu urodzin jednego, który jest dwoma. Jak się okazuje kilka osób pasuje do tego opisu. Wszyscy próbują znaleźć wyjście z tej sytuacji. Niespodziewanie Lena i Ethan zaczynają mieć kolejne wspólne retrospekcje, w których poznają Isabel/Sarafine – mamę dziewczyny. Okazuje się, że nawet w świecie, do którego należy nastolatka nie wszystko jest czarne lub białe, a w świecie śmiertelników zaczyna panować chaos.
Długo czekałam na tę powieść. Po skończeniu "Istot Ciemności" nie mogłam się doczekać chwili, w której będę mogła poznać dalsze losy znanych mi bohaterów. Do tej pory wszystko jakoś się układało i miałam nadzieję, że ta część będzie taką eksplozją, zmieniającą cały obraz Kronik Obdarzonych. Jak widać moje marzenie zostało spełnione.
Gdy dowiedziałam się, co mniej więcej będzie działo się w książce, bałam się, że autorki nie poradzą sobie z takim natłokiem informacji i po prostu nas nimi zasypią. Jak się okazało:, co dwie głowy, to nie jedna i pisarki wyszły z tego obronną ręką. Rzeczywiście zdarzały się momenty, kiedy trudno było stwierdzić, co się dzieje, jednak było to celowe zagranie, które miało na celu podsycić naszą ciekawość.
Wydawało mi się, że znam Gatlin bardzo dobrze. W poprzednich częściach dowiedzieliśmy się o nim praktycznie wszystkiego, jednak to za mało. W "Istotach Chaosu" to małe miasteczko odkrywa przed nami swoje sekrety oraz pokazuje mroczną stronę. Trudno znaleźć lepsze miejsce do osadzenia tej historii niż właśnie to. Ma w sobie tą magię, która istniałaby tam nawet bez Obdarzonych. Ravenwoodów, czy Duchanassów. Dzięki temu mamy wrażenie, że Gatlin posiada jeszcze większą tajemnicę, którą może kiedyś odkryjemy.
W książce nie zabrakło też małej, ale wystarczającej dawki humoru. Chaos i koniec świata zaczął się od upieczenia przez Ammę gumowatego kurczaka, co już zwiastuje apokalipsę. Nastrój poprawiał nam również Link, który, mimo, że teraz należy do "innej strony mocy", to dalej potrafi skompromitować siebie i swoje najlepszego przyjaciela. Wśród ponurych i złych wydarzeń z "Istot Chaosu" autorki zorientowały się, że potrzeba tutaj trochę dobrej energii i ją nam zaserwowały. Może nie zawsze w odpowiednich momentach, ale liczy się chęć.
Co do bohaterów to mogę powiedzieć jedno – uwielbiam ich! Trudno mi wybrać, który z nich zostanie moim faworytem. Jeśli chodzi o męskie postacie, jest to niewątpliwie John Breed, bo –jakby to określiła Lena – wpadłam w symptom Breeda. Lubię nie do końca dobre charaktery, które nie zawsze są po stronie głównych postaci, a ten osobnik na pewno należy do takich osób. Jeśli chodzi o inne persony w tej książce, to nie pojawia się w niej nikt nowy. Wszystkich już znaliśmy przynajmniej z imienia. Niektórzy po prostu "wcielili się" w inną rolę. Nie chcę opowiadać całej książki, ale zdradzę Wam, że pani English – ta z plastikowym okiem – w tej części zaczyna mieć dość duże znaczenie.
Najbardziej poruszające jest zakończenie. Wydawca zapowiedział nam, że nie będzie happy endu, jednak nie spodziewałam się, że stanie się coś takiego. Autorki nie powiedziały ostatniego słowa, więc mam jeszcze nadzieję, że to coś zmieni się w kolejnym tomie.
Trudno mi powiedzieć, czemu tak bardzo podoba mi się ta historia. Jest ona na pewno świeża, ciekawa i pokazuje nam coś, czego jeszcze nie było. Dla mnie określenie, że jest następcą "Zmierzchu" to niedomówienie stulecia, ponieważ Kroniki Obdarzonych przebijają sagę Stephanie Meyer.
Podsumowując, "Istoty Chaosu" to świetna książka, której niczego nie brakuje. Może w niektórych momentach panował zbyt duży chaos, jednak dla mnie to się nie liczy. Autorki pokazały, na co je stać i zaostrzyły mój apetyt na ostatnią – niestety – część. Mam nadzieję, że szybko zostanie wydana w Polsce. Tę powieść polecam fanom serii. Osobom nieznającym Kronik Obdarzonych, a kochającym gotyckie klimaty radzę szybko udać się do najbliższej księgarni i kupić poprzednie części.
Kto choć trochę mnie zna, wie, że moją ulubioną serią są Kroniki Obdarzonych. Pierwsza część została wydana w Polsce w 2010 roku, na drugi tom przyszło nam trochę poczekać. Ostatnio wyszła trzecia część tego cyklu pt. "Istoty Chaosu". Już przed premierą fani tej książki nie mogli się jej doczekać i w dniu premiery wiele osób już miało swój egzemplarz. Wokół powieści Kamii Garcii i Margharet Stohl jest rzeczywiście dużo szumu. W tym wypadku można to uzasadnić tym, że historia Ethana i Leny to genialny przykład gotyckiej fantastyki.
Tym razem nie jest tak kolorowo, jak w poprzednich tomach. Na całe Gatlin spada plaga koników polnych, panuje susza i upał. Podobnie wygląda sytuacja w innych częściach świata, jednak łatwo zauważyć, że to tutaj skupia się całe zło. Po siedemnastym księżycu Leny stary porządek rzeczy przestał istnieć. Wiele osób zakłada, że zaczął się początek końca świata. Ethan odzyskał swoją ukochaną, która teraz należy i do Istot Światła, i do Istot Ciemności. Jej moc, podobnie jak u innych Obdarzonych, rozregulowała się i nie potrafi nad nią zapanować. Dwójka nastolatków wraz z Maconem, Linkubem, Marian oraz Liv stara się znaleźć sposób uratowania świata, który może nadejść w dniu urodzin jednego, który jest dwoma. Jak się okazuje kilka osób pasuje do tego opisu. Wszyscy próbują znaleźć wyjście z tej sytuacji. Niespodziewanie Lena i Ethan zaczynają mieć kolejne wspólne retrospekcje, w których poznają Isabel/Sarafine – mamę dziewczyny. Okazuje się, że nawet w świecie, do którego należy nastolatka nie wszystko jest czarne lub białe, a w świecie śmiertelników zaczyna panować chaos.
Długo czekałam na tę powieść. Po skończeniu "Istot Ciemności" nie mogłam się doczekać chwili, w której będę mogła poznać dalsze losy znanych mi bohaterów. Do tej pory wszystko jakoś się układało i miałam nadzieję, że ta część będzie taką eksplozją, zmieniającą cały obraz Kronik Obdarzonych. Jak widać moje marzenie zostało spełnione.
Gdy dowiedziałam się, co mniej więcej będzie działo się w książce, bałam się, że autorki nie poradzą sobie z takim natłokiem informacji i po prostu nas nimi zasypią. Jak się okazało:, co dwie głowy, to nie jedna i pisarki wyszły z tego obronną ręką. Rzeczywiście zdarzały się momenty, kiedy trudno było stwierdzić, co się dzieje, jednak było to celowe zagranie, które miało na celu podsycić naszą ciekawość.
Wydawało mi się, że znam Gatlin bardzo dobrze. W poprzednich częściach dowiedzieliśmy się o nim praktycznie wszystkiego, jednak to za mało. W "Istotach Chaosu" to małe miasteczko odkrywa przed nami swoje sekrety oraz pokazuje mroczną stronę. Trudno znaleźć lepsze miejsce do osadzenia tej historii niż właśnie to. Ma w sobie tą magię, która istniałaby tam nawet bez Obdarzonych. Ravenwoodów, czy Duchanassów. Dzięki temu mamy wrażenie, że Gatlin posiada jeszcze większą tajemnicę, którą może kiedyś odkryjemy.
W książce nie zabrakło też małej, ale wystarczającej dawki humoru. Chaos i koniec świata zaczął się od upieczenia przez Ammę gumowatego kurczaka, co już zwiastuje apokalipsę. Nastrój poprawiał nam również Link, który, mimo, że teraz należy do "innej strony mocy", to dalej potrafi skompromitować siebie i swoje najlepszego przyjaciela. Wśród ponurych i złych wydarzeń z "Istot Chaosu" autorki zorientowały się, że potrzeba tutaj trochę dobrej energii i ją nam zaserwowały. Może nie zawsze w odpowiednich momentach, ale liczy się chęć.
Co do bohaterów to mogę powiedzieć jedno – uwielbiam ich! Trudno mi wybrać, który z nich zostanie moim faworytem. Jeśli chodzi o męskie postacie, jest to niewątpliwie John Breed, bo –jakby to określiła Lena – wpadłam w symptom Breeda. Lubię nie do końca dobre charaktery, które nie zawsze są po stronie głównych postaci, a ten osobnik na pewno należy do takich osób. Jeśli chodzi o inne persony w tej książce, to nie pojawia się w niej nikt nowy. Wszystkich już znaliśmy przynajmniej z imienia. Niektórzy po prostu "wcielili się" w inną rolę. Nie chcę opowiadać całej książki, ale zdradzę Wam, że pani English – ta z plastikowym okiem – w tej części zaczyna mieć dość duże znaczenie.
Najbardziej poruszające jest zakończenie. Wydawca zapowiedział nam, że nie będzie happy endu, jednak nie spodziewałam się, że stanie się coś takiego. Autorki nie powiedziały ostatniego słowa, więc mam jeszcze nadzieję, że to coś zmieni się w kolejnym tomie.
Trudno mi powiedzieć, czemu tak bardzo podoba mi się ta historia. Jest ona na pewno świeża, ciekawa i pokazuje nam coś, czego jeszcze nie było. Dla mnie określenie, że jest następcą "Zmierzchu" to niedomówienie stulecia, ponieważ Kroniki Obdarzonych przebijają sagę Stephanie Meyer.
Podsumowując, "Istoty Chaosu" to świetna książka, której niczego nie brakuje. Może w niektórych momentach panował zbyt duży chaos, jednak dla mnie to się nie liczy. Autorki pokazały, na co je stać i zaostrzyły mój apetyt na ostatnią – niestety – część. Mam nadzieję, że szybko zostanie wydana w Polsce. Tę powieść polecam fanom serii. Osobom nieznającym Kronik Obdarzonych, a kochającym gotyckie klimaty radzę szybko udać się do najbliższej księgarni i kupić poprzednie części.