Po powieść młodego prozaika Krzysztofa Beśki sięgnęłam po raz pierwszy i po lekturze od razu stwierdzam, że koniecznie należy sięgnąć do „Wrzawy” i „Bumerangu” tego autora. Jest bowiem w przeczytanej fabule coś fascynującego, powodującego czytanie jednym tchem.
Otóż mamy do czynienia kryminałem , z wartką oczywiście akcją w Warszawie, metodycznie ścielącym się trupem i śledztwem wokół tego. Poznajemy ekipę dochodzeniowa z komisarzem Podbiałem na czele, która za pośrednictwem nowoczesnych technik internetowych oraz starych dobrze ogranych sztuczek operacyjnych dzień po dniu tropi zabójcę. Ten wydaje się na początku być człowiekiem stawiającym sobie na celu zagładę nowej polskiej elity poprzez seryjne powystrzelanie ludzi z tak zwanych pierwszych stron gazet, no może przesadziłam, z drugich stron tych gazet. Jak to w wielowątkowej powieści, tydzień z życia śledczych jaki ukazany jest w książce, obfituje w rozmaite wydarzenia z ich prywatnego życia. Komisarz Podbiał się rozwodzi, choć bardzo kocha swoja piękną i wymagającą od życia żonę. Jego współpracownik Tymek obsesyjnie pilnuje swojej siostry, a najmłodszy stażem w ekipie policyjnej Andrzej… przeczytacie sami.
Kryminał jako taki przyzwoicie broni się. Przez całą historię trudno domyślić się jednoznacznego zakończenia, które co za tym idzie jest dość zaskakujące, ale i logicznie proste.
Właściwie nie to zafascynowało mnie w tek powieści tak naprawdę. Według mnie jest to powieści z sentymentem . Sięga on lat 80-tych. Tym sposobem wraz z dramatyczną fabułą czytelnik odbywa spacer po dawnych warszawskich kinach, po których zostały tylko wspomnienia. „Skarpa”, „Relax”,” Moskwa” - cóż o tych miejscach może wiedzieć młode pokolenie wychowywane na coli i popcornie w multipleksie? Autor oprowadza także po takich zaułkach Warszawy, w których mimo otaczającej wokół agresji nowoczesności nic się od lat nie zmieniło. Ci, którzy pamiętają stolicę lat 80-tych i znają Warszawę dzisiejszą potwierdzili mi, że rzeczywiście są jeszcze takie miejsca… Tymczasem współczesność jest opisana przez autora jako siedlisko rozlewającego się w każdej dziedzinie zła. Nie znajdziemy w tej powieści zachwytu nad nowoczesną postkomunistyczną Polską. Wręcz przeciwnie, w każdej z ośmiu części autor na każdym kroku krytycznie odnosi się do świata blichtru, nowomowy, nowobogactwa i to na każdej płaszczyźnie. Znajdziemy tu kąśliwe opisy życia celebrytów . Pisarz ironicznie przedstawia sposób dochodzenia do pieniędzy ludzi z kręgów zbliżonych do finansjery.
Po przeczytaniu tej książki ma się wrażenie ze jej autor następnym razem poprowadzi nas jakąś krętą drogą w kierunku „domu nad rozlewiskiem”. Świadczą o tym czarowne ucieczki tematyczne na Mazury. Ma się wrażenie, iż w tych miejscach wyraźnie ulega złagodzeniu narracja powieści.
Wyłowione przeze mnie akcenty wróżą autorowi powodzenie czytelnicze u osób poszukujących prozy z jakimś dnem. Minusem jest oczywiście to, iż jest to dno już trochę wyeksploatowane. Schemat krytyki systemu korporacji i konsekwencji z tym związanych dla losów bohaterów jest jako tło powieściowe w nowej prozie polskiej dosyć ograny.
Tyle, że ja lubię takie książki.