Gdyby wszystkie opowiadania były pisane tak, jak robi to Murakami, bezspornie gatunek ten stałby się dla mnie number one. Taki wstęp oznacza, że zbiór opowiadań „Mężczyźni bez kobiet” Harukiego Murakamiego przypadł mi bardzo do gustu.
Stanisław Wyspiański stwierdził kiedyś, że tajemnica jest kobietą. To prawda. Ewidentnie świadczą o tym „Mężczyźni bez kobiet”. U Murakamiego zwykle nic nie jest czarno-białe, a więc i tajemnica pozostaje pocieniowana, zawoalowana, w efekcie nawet trudno rozumowo pojąć jej istotę. W zbiorze znajduje się siedem opowiadań. Kobiety nie są w nich głównymi bohaterkami, lecz odgrywają, świadomie lub nie, role znaczące. Pojawiają się, znikają, odchodzą, czasami są obecne tylko we wspomnieniach, ale ich wpływ na ciąg zdarzeń pozostaje niepodważalny.
U Murakamiego zawsze podobała mi się nieoczywistość światów, które przedstawia. Tak jest i tym razem. Realna warstwa często skręca w oniryczne rozdroża, zbacza w fantazyjne rozstaje. Murakami ma również talent do wyszukiwania w normalnym świecie jego nieoczywistych zawirowań, jakby całość nie składała się z idealnie dobranych elementów puzzli, a wręcz przeciwnie niedopasowanie było nieodłączną częścią świata. Tym samym Murakami daje do zrozumienia, że życie nie rządzi się ani logicznymi zasadami, ani też estetycznymi kanonami. Czym w takim razie się kieruje? To irracjonalne, by nie powiedzieć, niemal chorobliwe instynkty i przypadkowe siły napierają na bohaterów, więżą ich, zawężają im punkt widzenia aż do osaczającego poczucia braku wyjścia z patowej sytuacji. To współczesny indeterminizm a’la Murakami.
Ponadto w opowiadaniach często pojawia się motyw bycia kimś innym, poczucia wyobcowania i niedopasowania. Dodatkowo bohaterowie, pozornie zwyczajni, przejawiają z perspektywy odbiorcy zaskakujące cechy, podczas gdy z perspektywy samych bohaterów ich właściwości nie wydają się w żadnym razie dziwne, raczej postrzegają je za coś zupełnie pospolitego. To kolejny dowód na to, że nie tylko życiem, lecz i samym człowiekiem nie władają rozumowe reguły.
W „Mężczyznach bez kobiet” Murakami przedstawia różne rodzaje bliskości między mężczyzną a kobietą. Jego bohaterowie są połączeni niewidzialną i niewytłumaczalną nicią scalającą. Nie ma tu buzujących emocji, które gwałtownie pikowałyby do górnych lub dolnych rejestrów, po prostu oscylują sobie na stałym niezmieniającym się poziomie. Nie ma tu także drżących porywów serca, nawet bójka w barze, wydarzenie z samej istoty gwałtowne i ekspresyjne, została opisana jakby z rezerwą i beznamiętnie. Murakami jednak w ten sposób pokazuje, że przyjęcie postawy obronnej przed zranieniem nie pozwoli żyć pełnią życia. W jednym z opowiadań serce głównego bohatera, który nie rozprawił się z emocjami po rozstaniu z żoną, przekształca się w pusty twór, który nocą nie daje mu spać, zamęczając wyobraźnię. Być może Murakami tak oto próbuje nam powiedzieć, że bariery tkwią w głębi człowieka z jego obawami przed zanikaniem, przed stałym poczuciem pochłaniającej go próżni… paradoksalnie wypełnionej po brzegi wszelkimi możliwościami, których nie dostrzegamy.
I może już ostatnia rzecz warta napomknięcia – język Murakamiego. Prosty, niemal ascetyczny, bez nadętych wtrętów lub ozdobników, a jednak przykuwający jak magnes uwagę czytelnika. Jakby promieniował wewnętrzną siłą, która nie pozwala odbiorcy oderwać się od opowieści. Od razu niczym główny bohater zagnieżdżamy się w gęstej plazmie narracji i tkwimy w niej aż do samego zakończenia.
Hm… to była jednak przedostatnia rzecz, o której chciałam Wam powiedzieć. Ostatnia będzie teraz. I bardzo krótko. Otóż, bohaterowie w „Mężczyznach bez kobiet” rozmawiają. Rozmawiają naprawdę. I to nie jest jakże popularna ostatnio szermierka słowna a treściwe rozmowy. Zresztą to generalnie cecha postaci z utworów Murakamiego. Rozmowa jako inspiracja do dalszego ciągu...
Zwykle po lekturze Murakamiego wyczula mi się zmysł na wyszukiwanie nieoczywistego wokół mnie samej. Przyglądam się własnym dziwactwom i aberracjom, które mi się przydarzają. Czuję się trochę jak jedna z bohaterek jego książek. To niezwykle ekscytujące doświadczenie spróbować oderwać się od siebie samej, przywdziać inny strój, mieć obcą twarz, inny charakter i próbować żyć. Spróbujcie kiedyś tej zabawy z samym sobą. Przekonacie się, że jest tyleż intrygująca, co trudna, ale za to ileż ciekawostek odkryjecie…