Muszę powiedzieć, że książka jest tylko i wyłącznie dla bardzo zżytych fanów "Gwiezdnych Wojen", inne osoby, znające ten świat jedynie z filmów mogą go w całości nie zrozumieć, lub się nudzić. James Luceno stworzył w swojej książce świat tak, aby główni bohaterowie poszli na drugi plan, a właściwie ci którzy nie mieli jeszcze się okazji ukazać, mogli działać. Nie znajdziemy więc w dziele wielu Rycerze Jedi oraz walk z nimi związanych, które były chlebem powszednim filmów i pierwszych pisanych dzieł. W ogóle w książce jest mało walk, a kiedy już są, to dotyczą one raczej statków i są opisywane bardzo ogólnie, ale długo z używaniem wielu nazw, co również wiąże się z dużą wiedzą o "Gwiezdnych Wojnach". Książka opowiada o przygodach Hana Solo oraz jego głównych wrogów przez których mężczyzna stracił swojego przyjaciela, nic dziwnego więc, że rozdziały są podzielone na dwa rodzaje: główny bohater oraz przeciwnicy. Wątków o innych bohaterach jest naprawdę mało. Za to możemy spotkać się z wieloma postaciami, które są widoczne w książce tylko przez chwile z powodu tego, że ukazany kawałek ich życia, bardzo szybko się kończy przez, na przykład statek z którym obecnie walczą i oczywiście przegrywają. Bohaterowie książki zaskakują, nie można powiedzieć, że nie, ale ogólnie powieść jest naciągana, dłuży się i co najważniejsze nie odzwierciedla wszystkiego co było w poprzedniczkach serii. Autor pisząc najwidoczniej nie znał swoich poprzedników, gdyż niektóre rzeczy są pozmieniane lub się zacierają. Cóż, tu akuratnie mamy wady ciągnięcia czegoś przez kilka lat i pisania każdej nowej trylogii przez innego twórcę. Mnie osobiście książka podobała się tylko na początku. Wydawnictwo nie sprzedaje już tych tomów, więc uzyskanie ich graniczy z cudem i nigdy nie można zrobić tego po kolei, tak jakby się chciało. Mrużę jednak oczy na to, że nie znałam wszystkich nazw i bohaterów, gdyż jak wspomniałam przed chwilą książka na początku mi się podobała. Sprawy zaczęły mieć się inaczej, kiedy przebyłam dobrych dwieście stron i cała fabuła zaczęła kręcić się wokół jednego i strasznie ślimaczyć. Jedyną rzeczą, która mi się podobała to składanie ofiar napastników z mieszkańców podbitych planet, chodź nawet tutaj wszystko to było naciągane i pisane w taki sposób jakby autorowi nie chciało się już tego robić. Tom nie należy do najgrubszych, ale ma małą czcionkę, więc jest co czytać. Wydaje mi się, że warto go umieścić na średnio, wysoką półkę za błędy i otaczanie się wokół jednego i tego samego tematu, ale nadrabianie sobie braków barwnymi opisami, które wiele mówią wyobraźni czytającego.