Od jakiegoś czasu ponownie bardzo chętnie sięgam po sci-fi i fantastykę. Miałam sporą przerwę, choć kiedyś zaczytywałam się we wszystkim, co znalazłam w bibliotece. Później przyszła faza kryminałów, thrillerów i w nich przepadałam, ale niedawno postanowiłam wrócić, sprawdzić czy nadal mnie to kręci i cóż tu wiele mówić... przepadłam ponownie!
I w ten właśnie sposób trafiłam na serię Wehikuł czasu, którą wydaje przepięknie Dom Wydawniczy Rebis. Zaczęłam ją pochłaniać, co tu wiele mówić. Co najlepsze "Odyseja kosmiczna 2010" przyjechała do mnie zafoliowana i przez cały dzień patrzyłam na nią i kombinowałam czy by nie kupić ebooka, bo szkoda odpakować. Postanowiłam jednak otworzyć i potrzymać w ręku wydanie, które do mnie chyba przemawia najbardziej pod względem okładki, która jest pół twarda, pół miękka. Świetnie to wygląda.
Ale przejdźmy do tego o czym ta książka jest. Aby nie spojlerować, powiem tylko, że warto sięgnąć po "Odyseja kosmiczna 2001". Tam odbyła się pewna misja, która jest ważnym elementem fabuły "Odysei kosmicznej 2010". Warto czytać w odpowiedniej kolejności.
Tym razem w kierunku Jowisza wyrusza ekspedycja na misję. Są to obywatele USA i Rosji. Celem jest znalezienie komputera pokładowego z poprzedniej misji aby spróbować ustalić co mogło się stać i co właściwie przydarzyło się człowiekowi imieniem David. Jak można się spodziewać, Chińczycy wcale nie chcą tylko obserwować co się dzieje w kosmosie i postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. W ten sposób może powstać potężny konflikt.
Ale to, co dzieje się między załogami i państwami, czyli walka o triumf, władzę, to mniej istotna sprawa. Problem polega na tym, że człowiek, którym był David to teraz nieznana istota i postanawia ruszyć z własną misją na Ziemię...
Tego typu powieści sci-fi czy filmów, seriali jest całe mnóstwo. Czasami ciężko trafić na coś sensownego, coś przestrzegającego mimo wszystko zasad fizyki, a więc bardziej realnego. Clarke właśnie w taki sposób buduje fabułę, aby nie tylko dać czytelnikowi rozrywkę w postaci wypraw w kosmos, domniemania istnienia życia na innych planetach czy poszukiwania możliwości zaludnienia innej planety. On zagłębia się w różnego rodzaju pytań egzystencjonalne. Widać w Odysei, że bardzo interesuje go początek istnienia ludzkości, a przy tym ma ogromną wyobraźnię i nie szczędzi wielu wątków i szczegółów.
To właśnie ta szczegółowość jest dla mnie ważna, bo mimo, że jako sci-fi nie jest to potężna, liczona w setkach stron powieść, to jednak wciągaj i z wrażenia sprawdziłam czy jeszcze mam kolejne tomy do przeczytania.
Co ważne dla wielu osób, autor nie rzuca naukowymi sformułowaniami niezrozumiałymi, tylko właśnie tworzy treść lekką, przystępną, a przy tym nie traktuje czytelnika jak durnia. To taka książka, którą szczerze poleciłabym osobie, która chciałby zacząć przygodę z tym gatunkiem aby nie zniechęciła się gabarytami, ilością treści i ewentualnymi problemami ze zrozumieniem co autor miał na myśli.
Fantastycznie skonstruowane wątki poboczne, które były napoczęte w pierwszej części, a teraz rozwinięte, są wisienką na torcie. Jestem Odyseją zachwycona!
Recenzja powstała we współpracy z Domem Wydawniczym Rebis :)