Kochani, zapraszam was dziś do niesamowitej krainy. Aby do niej dotrzeć musimy wejść na książkową ścieżkę. Nie obawiajcie się. Podajcie mi rękę i razem zróbmy krok do krainy elfów.
Fabuła
Grupka dzieci przenosi się do krainy elfów. Poznają w niej Kwiatuszka i jej rodzinę. Gościnne elfy ciepło przyjmują małych podróżników. Zabierają ich do różnych zakątków swojej krainy i zapoznają z jej mieszkańcami. Spotkamy m.in. smutnego liska, który zgubił mamę, będziemy musieli znaleźć mleczko dla głodnego smoka, zwiedzimy ul, wybierzmy się na poszukiwania pyłku z nenufarów.
"W Krainie Elfów" to książka delikatna jak elfie skrzydełka. To co od razu rzuciło mi się w oczy to to, że bohaterowie są wyjątkowo grzeczni. Co rusz padają słowa typu: Bardzo miło mi cię poznać. Jest to jak najbardziej na plus, bo dobre maniery są zawsze w cenie.
Co jeszcze? W moim odczuciu, jest to dobra książka do czytania wieczorem, do snu. Co prawda bohaterowie przeżywają różne przygody, ale mają one w sobie coś subtelnego, delikatnego, co może pomóc dziecku się wyciszyć.
Jak widzicie do treści nie mam żadnych zastrzeżeń, jednak nie podoba mi się konstrukcja tekstu.
W opowieści nie ma głównego bohatera. Do Krainy Elfów przybywa grupka dzieci i każde z nich, po kolei, wraz z członkiem elfiej rodziny wyrusza na wycieczkę. W efekcie ilość postaci mnoży nam się niemiłosiernie. Przykładowo, w jednej krótkiej historyjce mała Ninka i elfka Melody spotkają małpkę Fiki Miki, a razem z nią napotykają smoczycę Rozalindę i potem jeszcze krowę Kaśkę. Taka menażeria starczyłaby na całą książkę, a to tylko jedna przygoda.
Ale to nie ilość bohaterów najbardziej mnie boli, a brak wyraźnego oddzielenia kolejnych opowieści. Jedno dziecka wraca z wyprawy i już kolejny elf łapie za rękę swojego podopiecznego i porywa go w głąb elfiej krainy. Nie ma czasu na podsumowanie, przemyślenie tego co przeczytaliśmy. Wystarczyłoby podzielić książkę na rozdziały np. "Przygoda Ninki", "Przygoda Leosia" i od razu było by przejrzyściej.
Myślę, że taki zabieg byłby ukłonem w kierunku najmłodszych czytelników, którzy mają znacznie krótszy czas koncentracji. Dla nas te 70 stron (z obrazkami) to chwila, ale już dla przedszkolaka to kawał książki. Podział na rozdziały byłby dużym ułatwieniem. Dziecko widzi, że przygoda się zakończyła lub zbliża się do końca i może zadecydować, czy chce doczekać do końca fragmentu, czy chce przeczytać jeszcze jeden. Chwila pomiędzy rozdziałami to też czas na rozmowę o tym co przeczytaliśmy. Być może coś było niezrozumiałe, albo zaniepokoiło pociechę i chciałaby to omówić.
Wygląd
W tym temacie mamy z córką odmienne zdania. Na to, co mnie zachwyca ona nie zwraca uwagi, a to co ona określa jako super wywołuje u mnie mieszane uczucia. Przejdźmy do konkretów.
Bardzo cieszy mnie kwadratowy format (23x23 cm). Często podkreślam w swoich tekstach, że to najwygodniejszy kształt dla książek dla dzieci.
Opowieść jest oczywiście ilustrowana i jak tylko ją przekartkowałam to przepadłam, w przeciwieństwie do córki, która nie okazała żadnych emocji. Rysunki mają w sobie coś z impresjonizmu. Jakby ich autorka bawiła się plamami. Kolory są bardzo żywe, nawet biel i zimowe odcienie niebieskiego. Dziecko me, natomiast, zachwycają proste rysunki (np. seria książek o Basi) i na rzeczone ilustracje patrzy jak na dziwolągi. Czy zniechęca mnie brak entuzjazmu córki? Nie. Uważam, że gust małego człowieka kształtujemy od maleńkości i trzeba znaleźć zdrową równowagę pomiędzy prostymi formami a'la Świnka Peppa, a czymś z artystycznym duchem. Nic na siłę. Niech ta książka wyląduje na kupce innych czytadeł dziecka, a pewnego dnia być może wybierze ją jako wieczorną bajkę.
Co zachwyciło moją M.? Kolorowanki. Kiedy już łaskawie zerknęła na nową książkę, przekartkowała ja i przy ostatnich stronach pokiwała z uznaniem głową i stwierdziła, że będzie malować.
Sam pomysł dodania kolorowanek, związanych z nowo poznanymi bohaterami, jest świetny. Ja jednak wołałabym, żeby były one w formie jakiejś wkładki, czy też czegoś co można wyrwać, wyciąć itp. Chodzi mi o to żeby była osobna publikacja do czytania, a osobna do bazgrania.
Podsumowanie
"W Kranie Elfów" to książeczka przepięknie wydana, co ja piszę, obłędnie wydana. Moje dziecko jest jeszcze trochę za małe, żeby to docenić, ale mam nadzieję, że starsze dzieci dostrzegły to coś. Do treści nie mam jak się przyczepić. Magicznie, subtelnie, grzecznie po prostu bajkowo. Gdyby tylko ktoś wpadł na to, żeby podzielić tekst na rozdziały to byłaby to książka idealna.