Doceniam wysiłek, jaki autorka włożyła w napisanie tej książki. Doceniam czas, jaki poświęciła, by przygotować dla nas nietuzinkową historię. Doceniam trudny temat, jaki wyłożyła na tapetę, stąd taka a nie inna – niższa – ocena. Ale… dlaczego tak zasadniczo nisko oceniam „Miejsce dla nas”? Do tego jeszcze przejdziemy.
Podejmowany przez coraz większą ilość autorów wątek życia muzułmanów w obcych sobie krajach, na emigracji się ceni. Nieczęsto (choć mam wrażenie, że coraz częściej) autorzy odważają się opowiadać o hermetycznej części społeczeństwa, surowej kulturze oraz stawianej na pierwszym miejscu religii, rodzinie, małżeństwie, dzieciach, na szarym jednak końcu o córkach.
Staniemy się jednymi z licznych gości na ślubie i weselu najstarszej córki Rafika i Layli – aranżowanego małżeństwa wywodzącego się z Indii. Ludzie ci w poszukiwaniu lepszego życia migrują do Kalifornii, a dokładniej to żona podąża za mężem. Nie jest łatwo odnaleźć się w odmiennej społeczności w dalszym ciągu kultywując zaostrzone wymogi religijne, nosząc hidżab, przestrzegając pór modlitw i czasu postu, lecz przede wszystkim nie jest łatwo żyć w Kalifornii po wydarzeniach z 11 września. Mimo iż autorka raz czy dwa porusza temat ataków na wieże możemy poczuć, jak mocno odbija się to nie tylko na bohaterach książki, ale głównie jak wpływa to na muzułmańskie dzieci w szkole – te stają się obiektem docinek, ataków rówieśników, a nawet budzą strach i lęk. Nie na tym jednak opiera swą książkę Fatima – autora próbuje podjąć dokładnie acz delikatnie temat nierównego traktowania kobiet względem mężczyzn – patrząc przez pryzmat pogodzonych z losem matek oraz zbuntowanych, niepokornych córek, które w wyniku miejsca, w jakim przyszło im żyć i mimo szanowania tradycji i kultury – chcą iść własną drogą, a nie tą, jaką przewidują ich rodzice. W głównej mierze bije nas po oczach skrajność w tolerowaniu występków córek naprzeciw przewinieniom syna. Można wręcz odnieść wrażenie, że „Miejsce dla nas” to współczesna przypowieść o biblijnym synu marnotrawnym – w bezdyskusyjny sposób zobaczymy, jak kończy się pobłażliwość względem jednego dziecka, a rozbuchane oczekiwania wobec drugiego, naprzeciw tego jednak stanie bezwarunkowa miłość i oddanie, jakie panuje między rodzicami a dziećmi. Wniosek może być jeden: niezależnie od wyznawanej religii, miejsca, w jakim żyjemy oraz wartości, jakie przyświecają naszym działaniom – pozwólmy małym dzieciom pozostać dziećmi, a dorosłym dzieciom decydować w miarę zdrowego rozsądku o sobie wspierając ich w swoich działaniach, nawet jeśli nie do końca są zgodne z naszymi oczekiwaniami.
Co więc w mojej opinii poszło nie tak? Akcja – rozwlekła tak, że już dawno tak przeciągających się raz po raz tych samych wątków nie miałam okazji doświadczać. Błądzimy wokół tych samych wydarzeń; prześlizgujemy się po nich z dwóch stron: jednym razem oczami dziecka, innym – oczami rodzica. Może i dobrze jest widzieć daną sytuację, poznać uczucia obu stron, ale czemu raz po raz jest to powtarzane? Ile razy można czytać o tym samym, tylko z perspektywy dwóch, trzech czy nawet czterech osób? Momentami wieje „niczym”, nie dzieje się niemal nic, a na pewno nic, co może wnosić cokolwiek znaczącego czy wartościowego dla losów tej muzułmańskiej rodziny. Dobrze jest poczytać, sprawdzić coś nowego (w tym przypadku zarówno relacje w muzułmańskiej rodzinie na emigracji oraz próby przystosowania się do odmiennej kultury), ja jednakże po wysokich oczekiwaniach i raczej pozytywnych opiniach mocno się tą książką rozczarowałam, a rzekłabym nawet, że zwyczajnie umęczyłam robiąc do niej wiele podejść i raz po raz tak jak ona fundowała mi te same powtarzane wydarzenia, tak ja dawałam jej szanse zrehabilitowania. Niepotrzebnie.