„Niebo w kolorze siarki” mogło być tylko kolejną książką o tym, jak jesteśmy kształtowani przez relacje i środowisko w którym dorastamy. Ale tak nie jest i nie chodzi wcale o to, że to powieść napisana z rozmachem, bo tego nie da się nie zauważyć i nie poczuć. Tutaj kryje się po prostu dużo więcej. Przede wszystkim wspaniale została ukazana relacja człowieka z pamięcią, bo tak to należy nazwać. Czasem przecież doskonale się z nią rozumiemy, a czasem kompletnie nie. Czy to ona nas kreuje, czy to my ją tworzymy? Kjell Westo uświadomił mi, że powinnam zadać sobie to pytanie.
Przeplatające się losy trojga przyjaciół zatopione w fińskich realiach lat 50tych prze kolejne dekady aż do teraz stanowią niezwykle barwną panoramę, z której można wyłowić ogrom emocji kryjących się w melancholii z jaką Kjell Westo wszystko nakreślił. Kolejno przemykające kadry ukazujące skomplikowane relacje, które budują bohaterów razem i osobno, są niezwykle magnetyzujące i bardzo poruszające. Wszystko opiera się na wspomnieniach jednego z nich, który patrzy w przeszłość niejako pogodzony z tym co przyniosła, a jednocześnie stara się oprzeć swojej zwodniczej pamięci i tęsknocie za tym, co już było…
Najbardziej poruszyła mnie w tej powieści niezwykła żarliwość przeżywania chwil i wspomnień, która jest wręcz namacalna. Dostałam całą paletę uczuć, z której mogłam czerpać tyle, ile chciałam. Nie dałam się zwieść spokojnemu rytmowi prozy skandynawskiej, za którym kryło się tak wiele kotłujących się niemal emocji. Kjell Westo zachwycił mnie poetyckością i umiejętnością malowania słowami. Ta książka to niezwykłe, a zarazem zwyczajne kadry z życia, które została wykreowane z niezwykłą precyzją i zmysłem obserwatorskim. Powiedzieć o niej rasowa i wspaniała to zdecydowanie za mało.
To już kolejna perełka, jeśli chodzi o Serię Dzieł Pisarzu Skandynawskich Wydawnictwa Poznańskiego, która zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. To od niej zaczęła się moja miłość do prozy skandynawskiej. Uwielbiam oprawę graficzną tej serii, a okładka „Nieba w kolorze siarki” jest jedną z moich ulubionych. Brawa dla Uli Pągowskiej. Wielkie ukłony w stronę tłumaczki Katarzyny Tubylewicz.
Na koniec mój ulubiony cytat z książki: „Deja vu? Zawsze myślałam, że to tylko rodzaj żalu, że życie jest tak nierzeczywiste. Jak hiraeth. Wszystko, co pamiętamy, jest czymś, co nam się przyśniło”.