Dopóki nie przeczytałam książki „Tycipaństwa. Księżniczki, bitcoiny i kraje wymyślone” Macieja Grzenkowicza, nie miałam pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak mikronacja. Byłam zdziwiona, że nawet w Polsce istnieje taki parapaństwowy twór, a jest nim Królestwo Kabuto założone w 2016 roku przez Mieszka Makowskiego na niewielkim obszarze, a konkretnie działce pod Radomiem. Jak pewnie zauważyliście już samo imię założyciela, w tym wypadku króla przywodzi na myśl początki państwa polskiego, to naprawdę ciekawy zbieg okoliczności. Maciej Grzenkowicz w swojej książce skupia się na kilku mikronacjach rozsianych po świecie, większość z nich odwiedził i rozmawiał z założycielami oraz obywatelami. Wydawałoby się, że ich powstanie to jedynie forma manifestacji, czy też zwykła fanaberia, ale nic z tych rzeczy. Pomysłodawcy, czyli prawdziwi idealiści, outsiderzy, marzyciele naprawdę wierzą w sens istnienia swoich tycipaństw i robią wszystko, by te zostały uznane na arenie międzynarodowej ( wciąż jednak bezskutecznie ) i mogły przynieść swoim obywatelom wiele dobrego, poprawić ich życie oraz zaoferować to, czego nie są w stanie zapewnić prawdziwe kraje.
Wszystkie przedstawione w książce historie wybranych mikronacji są naprawdę fascynujące, zaskakujące, często brzmią wręcz nieprawdopodobnie. Ich założyciele i obywatele, z którymi Maciej Grzenkowicz rozmawiał, to nietuzinkowe postaci, które mają fantazję, są zdeterminowane i wierzą w to, co robią. Choć część z tych parapaństw kompletnie nie powinna mieć racji bytu, wbrew wszystkiemu istnieją, oczywiście w tym wypadku jest to pojęcie względne, bo istnienie oznacza, że wszyscy je uznają i przyjmują do wiadomości, a tutaj nie do końca tak jest. To tak jakby w tej naszej szarej rzeczywistości działa się magia, którą tylko nieliczni dostrzegają i chcą być jej częścią. Trudno też ocenić, czy Ci ludzie, a mam tu na myśli zarówno założycieli jak i obywateli, są wiarygodni, czy powinno brać się ich na poważnie. Myślę, że dla nich to właściwie nie ma znaczenia, czy zostaną zaakceptowani przez wszystkich, wystarczy, że znajdą się nieliczni, którzy uwierzą w ideę mikronacji i dołączą do nich.
Przeczytałam tę książkę jednym tchem i myślę, że na pewno duża zasługa w tym autora, bo ma lekkie pióro i można dostrzec gołym okiem jego usilne staranie, by znaleźć sens w tym wszystkim. Ta publikacja jest napisana z pasją i o tyle wiarygodna, że autor odwiedził praktycznie wszystkie z opisywanych mikronacji i oddał głos zarówno konkretnym osobom, jak i sam podzielił się swoimi przemyśleniami. Mamy okazję razem z nim wniknąć do środka i poczuć się przez chwilę częścią tego wszystkiego, dotknąć idei wolności, która przyświeca każdemu tycipaństwu, łatwiej też wtedy dostrzec wady i zalety bycia jego obywatelem.
Kto wie, być może kogoś z Was ta książka zainspiruje do działania, do założenia własnej mikronacji? Szczerze mówiąc, patrząc na to, co się wyrabia w naszym kraju, sama powinnam się zastanowić nad ucieczką i znalezieniem spokojnej przystani w jakimś tycipaństwie, najlepiej położonym wysoko w górach z dala od polskiej polityki.