Ostatnimi czasy bardzo rzadko sięgam po kryminały, ponieważ przerzuciłam się na fantastykę i szeroko pojęte romanse. Aczkolwiek nie będę ukrywać, iż stęskniłam się za powyższym gatunkiem - niestety żadna książka nie zaintrygowała mnie na tyle, aby ją przeczytała. Do czasu, aż na rynku pojawiła się pozycja pt."Wiara, miłość, śmierć". Czy warto było ją przeczytać? Tego dowiecie się z mojej recenzji.
Czy w świecie pełnym przestępstw można jeszcze w cokolwiek wierzyć?
Duisburg. Na moście nad Renem stoi policjant gotowy do skoku. Duchowny Martin Bauer, chcąc go powstrzymać, wspina się na barierkę i sam rzuca się w toń. Zaskoczony funkcjonariusz skacze mu na pomoc. Wspólnie dopływają do brzegu. Bauer zaryzykował i wygrał. Jednak kilka godzin później policjant ginie po upadku z dachu garażu. Wszystko wskazuje na samobójstwo − przeciwko mężczyźnie toczyło się dochodzenie w sprawie nadużyć finansowych. Bauer nie wie już, w co ma wierzyć, a rodzina zmarłego tylko pogłębia jego wątpliwości. Szukając prawdy, stawia wszystko na jedną kartę…
Może moją recenzję zacznę od intrygującej okładki, która od razu wrzuciła mi się w oczy. Spójrzcie tylko na nią - intrygująca, prawda? Nie wiem jak Wy, ale ja nie mogę się na nią napatrzeć. Moim zdaniem jest śliczna, chociaż to słowo raczej nie pasuje do opisu okładki kryminału, ale kto mi zabroni używać tego słowa? W każdym razie powtarzam jeszcze raz - oprawa graficzna jest śliczna, a co najważniejsze idealnie pasuje do treści książki. Na pierwszym planie widzimy taflę wody i buty, prawdopodobnie męskie. Wszystko ze sobą idealnie współgra - ciekawy font i wykorzystane grafiki. Jak dla mnie bomba, ale dość już o tym, najwyższy czas, aby ocenić środek.
Zanim sięgnęłam po tę powieść postanowiłam zapoznać się z jej fragmentem i moim zdaniem był to strzał w dziesiątkę. Po przeczytaniu pierwszych pięćdziesięciu stron byłam tak zachwycona, że chciałam jak najszybciej zapoznać się z resztą. Ale na to musiałam niestety troszeczkę poczekać. Czy było warto? Oczywiście. Może nie jest to rasowy kryminał, ale na pewno bardzo dobrze się go czyta, a co najważniejsze wciąga bez reszty do ostatniej strony. Może chwilami troszeczkę przeszkadzało mi to, iż było za dużo wzmianek o życiu prywatnym głównych bohaterów - jeżeli obserwujecie mojego bloga od dawna, to na pewno już zauważyliście, że tego zawsze się czepiam. Ale nic nie poradzę na to, że wątki obyczajowe strasznie mnie nudzą i irytują w takich powieściach. Za to niestety muszę odjąć książce ze dwie gwiazdki. Nie zmienia to jednak faktu, że całą powieść odebrałam pozytywnie.
Nie mam też żadnych zastrzeżeń do kreacji bohaterów, ponieważ zostali dobrze skonstruowani. W szczególności do gustu przypadł mi duchowny policjant, który chciał krótko mówiąc uratować świat. Wielokrotnie zaskoczył mnie swoją kreatywnością, siłą dedukcji, męską intuicją oraz ogromną wiarą w Boga i w ludzi. Moim zdaniem jest to jedna z najbarwniejszych postaci wykreowanych przez duet autorów. Bardzo dobrze czytało mi się rozdziały z jego punktu widzenia, ponieważ były konkretne, ale i też pełne przeróżnych poszlak.
Kolejną postacią, która zasłużyła na wyróżnienie jest Tilo - młody chłopak, który w swoim nastoletnim życiu przeszedł bardzo wiele. Nie będę Was zdradzać szczegółów z jego życia, bo zdradziłabym Wam połowę fabuły, ale musicie wiedzieć, że jego osoba napędzała całą akcję w powieści. Gdyby nie on nie byłoby tak dynamicznie, energicznie i mroczno.
"Wiara, miłość, śmierć" to intrygująca, mocna i ciekawa opowieść o perypetiach zawziętego pastora, a zarazem policjanta. Jeżeli szukacie dobrej powieści na zimne wieczory to bez wahania możecie sięgnąć po utwór Gellerta i Reitera. Jestem pewna, że nie będziecie zawiedzeni.