Celebryci – sławni, bogaci i piękni. Ich wyretuszowane, pokryte makijażem idealne twarze zaglądają do naszych domów poprzez odbiorniki telewizyjne, monitory komputerów czy wyświetlacze naszych naładowanych gadżetami telefonów komórkowych. To ich roziskrzone oczy spoglądają na nas z okładek kolorowych czasopism i billboardów, a my, biedne szaraczki, patrzymy w nich jak w obrazy – jedni z zachwytem, inni z czcią, a jeszcze inni z zazdrością. Nie oszukujmy się, lubimy patrzeć na pięknych i bogatych ludzi, lubimy wchodzić do ich życia poprzez szklane ekrany i rejestrować każde słowo „osoby, która jest znana z tego, że jest znana”, a potem w zaciszach domów zastanawiamy się, jakby to było, gdybyśmy to my byli sławni, lubiani i kochani za to, że po prostu istniejemy. Każdy z nas chciałby kąpać się w blasku sławy, chociaż przez pięć minut. Tylko jak zdobyć popularność? Nic prostszego! Wystarczy być posiadaczem komputera z dostępem do Internetu, mieć ciekawy pomysł na zaprezentowanie swojej osoby i można powoli starać się o miano cewebryty.
Michał Janczewski w swojej książce pokazuje czytelnikowi między innymi, na czym polega różnica między celebrytą, którego jest wszędzie pełno i nie może opędzić się od wścibskich paparazzi a cewebrytą kreującego siebie w zaciszu własnego domu za pomocą kamery internetowej, (choć nie zawsze) i swojej własnej wyobraźni marząc o tym, że dzięki popularności zyska upragnione przez całą ludzkość szczęście, które nada sens dotychczas nudnemu i szaremu życiu.
Autor podzielił swoją książkę na trzy części: pierwsza opowiada historię sławy od czasów najdawniejszych po czasy współczesne oraz wyjaśnia, dlaczego ludzie tak bardzo interesują się osobistościami z pierwszych stron gazet. W drugiej części Janczewski przedstawia swojemu czytelnikowi kilka sław, które popularność zdobyły właśnie za pośrednictwem Internetu. Mamy tutaj historię uroczej Mariny, nauczycielki pochodzącej z Rosji, zakochanej w słowach i ich znaczeniu. Dzięki swojej atrakcyjności dziewczyna zdobyła rzeszę fanów i zainteresowała ich nie tylko swoją urodą, ale także miłością do języka angielskiego, czy opowieść o pozytywnie zakręconym Turku, który za pośrednictwem samodzielnie stworzonej strony w sieci zapraszał do swojego domu ludzi (w szczególności kobiety) z całego świata, aby poznać różne kultury i obyczaje. Oczywiście, autor w drugiej części „CeWEBrytów…” przedstawił wiele innych, ciekawych osobistości i ich zakręcone pomysły na to, aby zdobyć popularność. Szkoda tylko, że Janczewski skupił się prawie tylko i wyłącznie na cewebrytach zza oceanu. Przecież w Polsce też mamy mnóstwo interesujących internetowych sław, chociażby Maciej Frączyk znany szerszej publiczności, jako Niekryty Krytyk, który (według mnie) jest genialny, ale to tylko moje zdanie na ten temat. Nikomu niczego nie narzucam.
Trzecia i zarazem ostatnia część zatytułowana „Długi ogon sławy” to próba zdefiniowania pojęcia „cewebryta” (i nie tylko) oraz porównaniu go, (jako jednostki) do znanych wszystkim celebrytów.
„CeWEBryci – sława w sieci” nie jest żadną pracą stricte naukową pisaną specjalistycznym, a co za tym idzie trudnym do strawienia językiem. Choć autor w swojej książce porusza tematy związane z psychologią człowieka to są one przedstawione w tak przystępny i przyjemny sposób, że czytelnik daje się porwać coraz to ciekawszym i zaskakującym ciekawostkom i faktom. Książka jest nafaszerowana urokliwymi anegdotkami z życia cewebrytów, zawiera także mnóstwo cytatów, a także bogatą bibliografię, która pozwoli czytelnikowi zapoznać się z bohaterami historii, o których wspomina Janczewski. Sama skusiłam się do obejrzenia kilku filmików, których adresy znalazłam w książce.
„CeWEBryci – sława w sieci” to książka naprawdę warta przeczytania. Dlaczego? Michał Janczewski stworzył wyjątkową pracę, która łączy rozrywkę z naukowymi ciekawostkami, o których osobiście nie miałam bladego pojęcia. Jedynym zgrzytem prawie zupełne pominięcie polskich cewebrytów (opowieść o panu Grzegorzu to jednak mało), ale tak poza tym książka jest naprawdę świetna. W sekrecie powiem wam, że miałam do tej pracy negatywne podejście. Myślałam, że jest to kolejny naukowy bełkot o mediach, a tu? Przyjemne zaskoczenie. Gdyby w taki sposób pisano podręczniki, z których muszę się przygotowywać na zajęcia z dyskursu publicznego i języka w mediach elektronicznych to miałabym same piątki.
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko zachęcić was do przeczytania książki Michała Janczewskiego. Naprawdę warto.