Z biogramu na stronie wydawnictwa można się dowiedzieć o autorze, że jest doświadczonym korespondentem wojennym i dziennikarzem francuskiego radia France 2. Relacjonował wiele konfliktów, między innymi w byłej Jugosławii, Kambodży, Rwandzie, Irlandii Północnej, Iraku i Afganistanie.
W 2009 roku jako wraz z innym francuskim dziennikarzem został porwany przez talibów w Afganistanie i spędził w niewoli prawie półtora roku. Ma polskie korzenie. Jego dziadkowie byli polskimi emigrantami, a matka Janina Jankowiak urodziła się w okolicach Poznania. Od 1992 roku wielokrotnie bywał w Polsce jako dziennikarz i podróżował po całym kraju.
Na Bałkanach przebywał podczas wojny w roku 1991, w Chorwacji, a w 1992 w Bośni. W roku 2015, gdy Europa zaczęła być ksenofobiczna, autor postanowił jeszcze raz przyjrzeć się krajowi, który nacjonalizmu doświadczył na własnej skórze - Bośni. Podróż swoją odbył w miesiącach od kwietnia do sierpnia 2015 roku.
Książka nie jest tylko opisem tej podróży, ale subiektywnym sprawozdaniem, zestawieniem opinii i wrażeń i dziennikarskim felietonem, a przede wszystkim książką o tyglu Europy, o kraju bardzo skomplikowanym, gdzie nic nie jest proste. Hervé Ghesquière nie kryje swoich poglądów na ten temat, nie tłumi komentarzy odautorskich, na szczęście nie w trakcie rozmów w ludźmi. Jego pogląd jest cenny, gdyż oparty na jego własnych obserwacjach tej wojny, na znajomości tej strony Europy, a teraz na obserwacji Francji, która przecież obecnie jest największym tyglem kulturowym....
Tak jak wspomniałam na początku recenzji, nie sądziłam, że reportaż o Bośni z roku 2015 będzie książką tak aktualną. Ale jest. Pokazuje dobitnie, że Bałkany, tak jak to było sto lat temu, znów są kotłem, w którym widać, jak w młyńskim kamieniu Horpyny przyszłość Europy. A jak wygląda ta przyszłość? Z książki wynika, że są dwie drogi. Albo zamknie się w ksenofobii i pogrąży w wojnie, albo przezwycięży urazy i zbuduje jako taki pokój. Motto książki brzmi
'Patriotyzm to umiłowanie swoich, nacjonalizm to nienawiść do obcych'
Autorem słów jest Romain Gary. Zdaniem Hervé Ghesquière widać to było na Bałkanach i widać jest to coraz bardziej w całej Europie. W książce mamy też i inny termin 'negacjonalizm', określający skrajną ksenofobię, połączoną z chęcią zabijania obcych, widzianych jako wrogów, połączoną z zaprzeczaniem tej wrogości, ukazywania jej jako obronę. Autor za każdym razem pokazuje skutki takiego myślenia. Wspomina masakry i ludobójstwa, wysiedlenia i niszczenie całych osiedli.
Mówi też o tym co zobaczył we współczesnej Bośni. O odbudowanych ruinach, ale i o wioskach, które pozostały puste, o milczącym spojrzeniu ludzi, gdy się ich pyta o wojnę, o nieprzeżytej żałobie po bliskich, o ciągłym strachu, jaki widzi u ludzi, o segregacji narodowościowej w szkołach, o tych nielicznych próbach łączenia się społeczności. O biedzie i normalnym życiu i o dżichadystach zasiedlających te strony.
Dla mnie jako czytelniczki książka ta układa się w ciąg tematyczny: Kapelana 'Bałkańskie upiory', następnie 'Wiolonczelista z Sarajewa', a teraz ten reportaż, o ludziach tu i teraz i o tym, że ksenofobia i raz zasiany skrajny nacjonalizm jest jak ten kąkol z ewangelicznej przypowieści, którego nie sposób wyrwać z serc. Nienawiść tę wszczepiają chytrzy politycy, podsycają ją trudności, a ona stopniowo wymyka się z rąk, staje się horrorem dla ludzi, przybiera postać zła. Bo jest złem. Autor tym reportażem ostrzega Europę. Tak, jest subiektywny, ale przynajmniej coś wyraża, coś wyjaśnia, próbuje rozjaśnić czytelnikowi ten węzeł gordyjski.
Książka mnie mocno wystraszyła i ostrzegła przed myśleniem w kategoriach swój i wróg. Rwanda, Srebrenica, Krzemieniec i inne to te same objawy skrajnego zła, którego nie jestem w stanie zrozumieć. Boję się go, bo mam wrażenie, że człowiek jest wobec niego bezsilny. Pozostaje o tym mówić, przypominać i ostrzegać.