Pierwsza część cyklu jest lepsza niż druga, którą przeczytałam wcześniej, dlatego daję więcej gwiazdek - także i dlatego, że jest to wstęp do serii i można było liczyć, że autorka jeszcze się rozkręci (w sumie wiem już, że się nie udało...) Raziła mnie "wsiowa" stylizacja mowy niektórych mieszkańców Bułkowic - dziś nawet na wsi mało kto mówi gwarą, a jeśli już tak musi być, to warto posłuchać w terenie, jak ona autentycznie brzmi, a nie fabrykować koślawe wypowiedzi w stylu "jak miastowa paniusia wyobraża sobie gadkę ludzi ze wsi". Śledztwo opisano w sposób mało realistyczny, a w dodatku Żniwiarz jest kryminałem z gatunku nieuczciwych (w uczciwym czytelnik ma te same informacje co detektyw i może się pokusić o rozwiązanie zagadki, w nieuczciwym w ostatniej chwili pojawiają się fakty, które detektyw zna, ale nie ujawniono ich czytelnikowi), więc rozwiązanie zaskakuje, ale też wywołuje wzruszenie ramion. Przeczytałam, i to szybko, ale bez szczególnej przyjemności.