"Zapiski stanu poważnego" to książka, którą przeczytałam kiedyś i wspominałam całkiem dobrze. Postanowiłam więc do niej wrócić, ponieważ szukałam lekkiej i niewymagającej lektury. Niestety, to spotkanie po latach mi się nie udało, bo widzę więcej negatywów tej książki, niż cech pozytywnych:
*Przede wszystkim, język - bardzo potoczny, pełen neologizmów, a zarazem mało zróżnicowany. Całość brzmi jak takie "paplanie" niedojrzałej kobiety.
*Bohaterowie nie są zbyt rozbudowani, a sama Wiktoria to taka podróbka Bridget Jones - 30-kilkulatka, która nie umie się ogarnąć życiowo, nadużywa alkoholu (nawet pije w ciąży!), ogólnie jest jakaś taka niedojrzała.
*Sama akcja jest bardzo szybka, ale jak dla nie za wiele tam technicznych zwrotów związanych z dziennikarstwem telewizyjnym i ogólnie zbyt wiele perypetii związanych z pracą głównej bohaterki.
*Wątek miłosny jest co najmniej dziwny, w sumie nie wiadomo skąd ta miłość, a szanowny amant zbyt szybko się oświadcza.
Podsumowując, miało być lekko i przyjemnie, było lekko i nieco męcząco, dziwnie i właściwie momentami wręcz szkodliwie...
Książka przeczytana w ramach Olimpiady Czytelniczej.