💦💦💦
Niektórzy z tego typu lekturami wyczekują aż do grudnia. Inni już początkiem listopada zakopują się pod kocykiem, z kubkiem ciepłej herbaty i zaczytują w śnieżnych opowieści. Są też tacy, którzy jako wyznacznik rozpoczęcia czytania takich książek biorą pierwszy śnieg w danym roku (gorzej, jak on w ogóle się nie pojawia!). Ja za to należę do jeszcze innej grupy czytelników (zakładam z nadzieją, że tacy oprócz mnie istnieją!), bowiem nie ma dla mnie znaczenia to, czy jest grudzień czy lipiec, ja cały rok na okrągło mogę czytać świąteczne powieści. Muszę po prostu mieć na nie ochotę, a reszta nie gra dla mnie roli.
💦💦💦
Gdy ujrzałam okładkę książki “Wypożyczalnia Świętych Mikołajów” Agaty Przybyłek doszłam do prostego wniosku. Mianowicie, że będzie to wprost idealna pozycja do rozpoczęcia w tym roku maratonu z tego typu lekturami. W Sieci zbierała ona bardzo pozytywne opinie, więc tym bardziej byłam zachęcona do lektury. Zasiadłam wygodnie pod ciepłą pieżyną, pod ręką miałam ciasteczka i ciepłą herbatę (nie lubię gorącej) i zaczęłam przygodę. Niestety, dość szybko opadłam podczas tej przejażdżki.
💦💦💦
To będą z pewnością inne święta. Amanda przygotowuje się do nich z pewnym pietyzmem, zwłaszcza że za rok zasiądzie przy wigilijnym stole już ze swoim mężem, Tomkiem. Mikołaj ma za to dużo zobowiązań, za które cały czas musi teraz płacić. Wiecie, błędy młodości i może trochę zuchwałości. Pracuje więc w wypożyczalni świętych Mikołajów i każdego dnia zabawia kolejne dzieci, które mniej lub bardziej cieszą się z jego obecności. Do świąt przygotowuje się również Grzesiek, jakby nie patrzeć szef Mikołaja, które w przeszłości popełnił błąd, ale o tym, że podjął wtedy najgorszą decyzję przekonuje się dopiero po długich latach. Po pewnym wypadku, przez który całe życie stanęło mu przed oczami, stwierdza, że czas wziąć tego byka za rogi, a raczej bałwana i wyprostować wszystko, co swego czasu skrzywił własnymi rękami. Od rana krząta się również Justyna, która jak co roku stara się przygotować najlepszą rybę po grecku, jaką tylko świat widział i próbował. Próbuje żyć codziennością, teraźniejszością, za to w myślach niekiedy podróżuje do przeszłości. Jej serce oklejone jest plastrami na wszystkie strony, a mimo to nie potrafi zapomnieć o pewnym mężczyźnie. Dla Magdy i Kajtka to będą z pewnością dziwne święta. Ona po raz pierwszy spędzi je bez męża, a on bez ojca. Oboje nie potrafią pogodzić się z tą sytuacją, chociaż starają się żyć normalnie. Mówią, że święta to czas cudów, magii i spełniania wszelkich życzeń (nawet tych największych). Ale czy starczy ich dla wszystkich naszych bohaterów?
💦💦💦
Autorka posłużyła się tutaj naprawdę lekkim stylem pisania. Ciężko mi się było niekiedy oderwać od lektury. Uważam jednak, że okładka wprowadza czytelników trochę w błąd. Jest piękna i mam wrażenie, że bardzo przemyślana, że każdy jej element ma znaczenie. Przypomina kalendarz adwentowy i faktycznie wspólnie z bohaterami odliczamy dni do Wigilii i towarzyszymy im w sumie codziennych problemach i czynnościach, które i nas dotykają. Ale okładka sugeruje też, że to będzie świąteczna opowieść. Ja tej magii nie poczułam. Przykro mi to pisać, ale w powieści tej zabrakło tego uroku, jaki zawsze towarzyszy grudniowi, zabrakło tej ekscytacji, że to już, zaraz będą święta. Owszem, rozumiem, że dorośli też i w prawdziwym życiu się aż do tego stopnia nie cieszą z tego okresu, ale uważam, że powinno to być nieco bardziej podkreślone. Tak naprawdę dopiero na kilku ostatnich stronach dopiero można odczuć, że to faktycznie są święta, a nie jakiś inny, dowolny w roku okres.
💦💦💦
Bohaterowie dla odmiany zostali tutaj świetnie wykreowani. Polubiłam ich od razu, wystarczyły tak naprawdę pierwsze zdania, abym stwierdziła, że chcę trzymać za nich kciuki, by im się udało wszystko ułożyć po ich myśli. Nie zdołałam zapałać cieplejszymi uczuciami tylko do jednej osoby. Mianowicie Amandy. W moim odczuciu ona była aż do przesady oddana swojemu facetowi i zwyczajnie nie zauważała prostych sygnałów, że ten chłopak jej tak naprawdę nie kocha. Swoją drogą zadziała się tutaj dziwna rzecz. Mianowicie chociaż z reguły unikam takich osób, jaką był Tomek, narzeczony powyższej bohaterki, tak w tej powieści nie potrafiłam go znielubić. Z wypiekami na twarzy czytałam o jego spotkaniach z kochanką i nawet uważałam, że mu się nie dziwię. Możecie mówić, co chcecie, ale wyraźnie było widać różnicę pomiędzy spotkaniami z nią, a z Amandą. Z tą drugą było nudno, praktycznie nic się nie działo, brakowało także uczuć. Amanda była strasznie naiwna i żyła w jakiejś bańce mydlanej, którą sobie stworzyła. Sądziła, że Tomek ją kocha i tylko to tak naprawdę się dla niej liczyło, niczego więcej nie zauważała.
💦💦💦
Polubiłam niezwykle mocno także Mikołaja. Słuchajcie, to jest typ takiej osoby, którą chciałabym poznać w swoim życiu. Pomimo tego, że popełnił błędów bez liku to jednak później to zauważył i stanął na wysokości zadania. Myślę, że niejeden mężczyzna, będąc na jego miejscu, czmychnął by gdzie pieprz rośnie. Momentami nawet mu współczułam, bo jednak konsekwencje jego działań będą się ciągnąć za nim tak naprawdę już do końca życia.
💦💦💦
Autorka stworzyła tutaj historię fikcyjną, ale na każdym kroku miałam wrażenie, że mogłaby się ona wydarzyć każdemu z nas. Każdy z bohaterów nie był papierowy, czy sztuczny, a wręcz przeciwnie, wydawać się mogło, że zaraz wyjdzie z kart powieści i stanie naprzeciwko mnie. Pomiędzy wierszami zostało tutaj przemyconych kilka ważnych rad. Jedną z nich jest to, że w świętach najważniejsza jest obecność tej drugiej osoby. Nieważne, ile potraw będzie na stole, ile podarunków pod choinką. Bo co z tego, że będziemy opływać w luksusach, jak w głębi serca będziemy się czuć niezwykle samotni.
💦💦💦
Historia ta pokazuje także, że jesteśmy tylko ludźmi i niekiedy zdarzy nam się popełnić błąd. Nie warto się jednak tym przejmować, o ile później jesteśmy w stanie twardo podnieść czoło i przeć dalej do przodu. No i gdy jesteśmy zdolni do przeprosin bliskich naszych serc osób. Agata Przybyłek udowadnia tutaj jako kolejny autor, że święta to naprawdę magiczny czas. Grudzień sam w sobie ma coś takiego, co sprawia, że ludzie na ulicy uśmiechają się do siebie, ślą sobie życzenia i są bardziej dla siebie życzliwi.
💦💦💦
Bardzo spodobało mi się to, że autorka oddała w tej historii głos nie jednej postaci, a kilku. Dzięki temu jesteśmy od razu rzuceni na głęboką wodę, ale także łatwiej jest nam zrozumieć motywy postępowania danego bohatera. Początkowo obawiałam się, że się pogubię w tych imionach oraz w tym, kto jest kim dla kogo, ale to była tylko chwilowa obawa, która z początkiem lektury zaraz szybko odpuściła. Ponadto w moim przypadku taki układ książki zawsze sprawia, że o wiele szybciej mi się daną lekturę czyta. Tak też było i tym razem.
💦💦💦
Oczywiście, zagłębiając się coraz bardziej w tę lekturę byłam niezmiernie ciekawa jej zakończenia. Niektórzy bohaterowie byli pozytywnie przewidywalni, ale inni już nie do końca. Najbardziej ciekawiło mnie to, czy Amanda dowie się o zdradach Tomka, a jeśli tak, to w jaki sposób. Poza tym mój apetyt na ostatnie sceny zaostrzyły recenzje tej książki, na które co i rusz natrafiałam w odmętach Internetu i w których zgodnie twierdzono, że takiego zakończenia się nie spodziewali i że chcieliby już drugą część. No dobrze, a jak było ze mną? Nie mogę napisać, że zakończenie było zaskakujące, bo dla mnie wcale takie nie było. Przykro mi, ale takiego obrotu sprawy spodziewałam się praktycznie od samego momentu, jak tylko przekonałam się, co porabia sobie w wolnym czasie Tomek. Ale było na tyle dramatyczne, że doszłam do wniosku, że faktycznie jest tak, jak czytałam w opiniach innych: że od razu chciałabym sięgnąć po kolejną część przygód Amandy i reszty ferajny.
💦💦💦
Kompletnie nie spodziewałam się tego, że to nie będzie jednak zamknięta historia, tylko że kiedyś pojawi się jej kontynuacja. Z reguły jednak świąteczne powieści pojawiają się pojedynczo, a nie w seriach na ileś tomów. Ale tym bardziej jestem ciekawa, co też autorka jeszcze zgotuje swoim bohaterom i jak skomplikuje ich życiowe ścieżki. Za takie zakończenia autorom powinny należeć się srogie kary.
💦💦💦
A teraz mała chwila wyjaśnienia. Dlaczego do tej recenzji użyłam emotikon kropel deszczu a nie na przykład śniegu? Bo zwyczajnie dla mnie ta powieść była mało świąteczna. Wydaje mi się, że idealnie się ona nada dla tych osób, które jeszcze nie chcą czytać typowo około wigilijnych historii, a pomimo tego, chcą już poczuć trochę tego specyficznego klimatu. Rozpoczynając lekturę “Wypożyczalni Świętych Mikołajów” miałam ogromną nadzieję, że będzie to historia przesycona magią, lampkami, śniegiem i tym podobnymi rzeczami. W efekcie otrzymałam dość lekko napisaną powieść, gdzie autorka przemyciła sporo ważnych tematów, ale zapomniała o tym, że akcja dzieje się w grudniu. Dopiero pod koniec książki czytelnik dostaje wręcz niczym obuchem w twarz elementy świąteczne, takie jak gotowanie ryby po grecku, ubieranie choinki czy wzmianka o tym nieszczęsnym białym puchu. Dla mnie było tego za mało, ale wiem, że są osoby, którym to bardzo odpowiadało.
💦💦💦
W tym miejscu może was dziwić fakt, że oceniłam tę pozycję na aż dziewięć gwiazdek. To tym bardziej pokazuje, że to nie jest zła historia. Spodobała mi się jej fabuła oraz sami bohaterowie na tyle, że brak świątecznej atmosfery zszedł na dalszy plan i mocno nie przeszkadzał mi w odbiorze tej lektury. Na koniec powiem, że to jest taki typ lektury, w którym odłożenie jej na bok, bo musicie na przykład iść spać czy zamieszać zupę w garnku, sprawia wam fizyczny ból. Kiedy zaś miałam perspektywę poczytania “Wypożyczalni Świętych Mikołajów” to na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech i już nie mogłam się wręcz doczekać, kiedy będę mogła to zrobić. Jak sami widzicie, nie jest to zła lektura. Śmiem nawet powiedzieć, że chciałabym takich historii poznawać, jak najwięcej.
💦💦💦
Podsumowując, “Wypożyczalnia Świętych Mikołajów” autorstwa Agaty Przybyłek to historia wzruszająca, niekiedy irytująca, ale także niezwykle dająca do myślenia. Nad pewnymi kwestiami się nie zastanawiamy, przyjmujemy je takimi jakimi są, a święta sprzyjają chwilom wyciszenia, spowolnienia i zastanowienia się nad pewnymi aspektami z naszego życia. Autorka przemyciła w tej historii sporo ważnych tematów, jak porzucenie przez ojca czy też zdrada. Książka utrzymana jest w bardzo lekkim stylu, a oprócz tego podzielono ją na kwestie konkretnych bohaterów, dzięki czemu można ją pochłonąć nawet w jeden wieczór. Bardzo lubię Boże Narodzenie i może to w tym przypadku mnie zgubiło. W moim odczuciu było tutaj zbyt mało tej magii, świąt jako takich i wspominek chociażby o zabawach na śniegu. Z tego też względu myślę, że spodoba się ona w szczególności tym osobom, które nie przepadają za przeładowaniem świątecznym w książkach.