Po książki Tomasza Kieresa po raz pierwszy sięgnęłam przy okazji książki ,,Zawsze będę przy tobie'', usłyszawszy, że to pozycja, którą można nazwać sparksową. Sama nie lubię porównań, ale to było bardzo trafne. Jednak teraz wiem, że najbardziej sparksową książką autora jest Wybieram siebie, wybieram ciebie, ze względu na to, że ma w sobie dużo spokoju i refleksji.
Bohaterami powieści są Sara i Maks. Sara całe życie dbała o innych, nie o siebie. Opieka nad schorowaną matką, która niedawno zmarła, pozwoliła kobiecie w końcu uciec do miejsca, które będzie wyłącznie jej i w którym będzie mogła się w końcu zając sobą. Jej wybór padł na małe miasteczko w okolicach Bergen. Marzeniem Maksa było znalezienie domku na końcu świata, w którym mógłby zamieszkać z rodziną. Niestety jego marzenie się nie ziściło i aktualnie mieszka w swoim lokum sam. Niespodziewanie losy tej dwójki się przetną. Jaki będzie finał ich znajomości?
Ta książka autora jest chyba najspokojniejszą ze wszystkich. W żadnej dotąd przeze mnie przeczytanej nie ma scen akcji, mam tu na myśli budowanie relacji dwojga ludzi. Wszystko toczyło się powolnym tempem, niestety nie wszystkim przypadającym do gustu. Dla mnie było ono ok, bo mogłam się zanurzyć w fabule, w pełni się zrelaksować, a o to przede wszystkim chodzi w literaturze obyczajowej. Niestety w całokształcie czegoś mi jednak zabrakło, dlatego ode mnie 8/10.