Książkę przeczytałam w ciągu jednego dnia, tak bardzo mnie wciągnęła. Choć to co w niej przeczytałam nie było ani miłe ani przyjemne, to było straszne. Choć książka została wydana w 2002 roku i pewnie wiele od tego czasu się zmieniło, to na pewno nie zmieniło się tam traktowanie kobiet. To w jaki sposób główna bohaterka walczy o to żeby w Afganistanie było lepiej, żeby dzieci miały dostąp do oświaty, a kobiety miały swoje zdanie i jakiekolwiek prawa, napawa wielkim podziwem. Gdy dziewczynka miała kilkanaście lat zginęli jej rodzice (matka była członkinią RAWY i walczyła o prawa kobiet) i została sama z babką, postanowiła robić to co matka i walczyć o swój kraj. Dzięki organizacji wykształciła się i zaczęła w niej aktywnie działać. Wielkim szokiem ale i podziwem był fakt, że odmówiła gdy kuzyn zaproponował jej że zabierze ją do Ameryki gdzie będzie mogła się lepiej wykształcić i wieść spokojne życie, a odmówiła bo stwierdziła, że to jest jej ojczyzna i ona musi o nią walczyć. Mało chyba kto odrzucił by taką propozycję by walczyć można powiedzieć z "wiatrakami". Ale ona wie, że przyszłość jej kraju leży w dzieciach, które jak dorosną mogą coś zmienić na lepsze, ale żeby to się stało ona musi zostać i im w tym pomóc. Dla mnie jest ona bohaterką.