Bardzo lubię Jake'a Gyllenhaala i sukcesywnie nadrabiam filmy z jego udziałem. Kiedy dwa lata temu zdecydowałam się na film Everest, nie wiedziałam, że mam do czynienia z historią opartą na faktach i dotyczy ona tragicznej wyprawy na Mount Everest, która miała miejsce w 1996. Po seansie zaczęłam trochę zagłębiać się w temat i dowiedziałam się, że film jest zlepkiem dwóch historii ocalałych z tragedii Anatolija Bukriejewa i Jona Krakauera, którzy mają inny pogląd na to, co się wydarzyło. Po dość dłuższym czasie, zdecydowałam się poznać punkt widzenia Anatolija kazachskiego wspinacza rosyjskiego pochodzenia a zarzuty kierowane w jego stronę przez Jona. Nie chcę obstawać po żadnej ze stron, tym bardziej że jeszcze nie skończyłam czytać drugiej pozycji, którą wymieniłam powyżej, zatem skupię się bardziej na osobistych odczuciach. Pod względem stylu, płynności w przedstawianiu faktów zdecydowanie lepiej czyta mi się opowieść Amerykanina, który jako pisarz i dziennikarz wie, jak sprzedać" swoją historię, angażując czytelnika w to, co przeżył, czego był świadkiem. Anatolij wraz ze współautorem dość sucho przedstawiają fakty, czasem trudno jest przebrnąć przez dość szczegółowe opisy. Poczułam jednak, że Bukriejew napisał tę książkę z poczucia obowiązku, a nie po to, by zaspokoić czyjąś ciekawość. Właśnie to, czym się kierował, decydując się na opowiedzenie swojej historii, powoduje, że w jakimś stopniu ta powieść się broni. Aby wyrobić swoje zdanie, warto przeczytać obie książki...