Ufff, finał. Pięć ksiąg z cyklu Armagedon, w których niczym cień pojawia się postać Matta Pulawskiego. Postać, którego historię poznajemy dopiero w oddzielnym cyklu. Kolejne pięć ksiąg, wyrównane poziomem akcji i przede wszystkim, ocierające się o wydarzenia z podstawowego cyklu. Oczywiście, czytając poszczególne cykle nie trzeba znać każdego z osobna. Tu się wszystko pięknie składa samo w sobie.
Znajomość obu cykli to bardziej kosmetyka niż "must have". Pierwszy raz rzuciłem się na tak rozbudowaną opowieść. Dwa równoległe cykle, po pięć tytułów każdy. Najlepsze, że po ich ukończeniu ciągle czuję niedosyt. Przewijające się te same postaci, wspomnienia o wydarzeniach z poszczególnych ksiąg. Niby nic, a jednak to taka wisienka na torcie. Tak się zastanawiam czy kolejność cykli miałaby mieć większe znaczenie? Niby nie, poza drobnym sercowym epizodem. Pod tym względem to jednak lepiej czytać Armagedon a potem Matt Pulaski.
Bardzo dobra opowieść.