Alicja postanawia wykorzystać czas zimowej przerwy semestralnej, rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Na miejscu okazuje się, że doszło do załamania pogody, a jej nieuwaga spowodowała, że uległa poważnemu wypadkowi, wpadając pod lód zamarzniętej rzeki. Na szczęście jej wypadek zauważył samotnie mieszkający nieopodal Wiktor, który przechadzał się z psem na spacerze. Mężczyzna zabiera dziewczynę do swojego domku, tym samym ratując jej życie. Uwięzieni w chacie przez śnieżycę Alicja i Wiktor zaczynają się do siebie zbliżać. Czy ulegną pokusie i pozwolą swoim uczuciom przemówić, czy wręcz przeciwnie, będą walczyć z tym, co czują?
Książka zaklasyfikowana jest jako romans, literatura obyczajowa, a okazuje się, że jest w niej trochę fantastyki, bo mowa w niej o wilkołakach i różnych wierzeniach. Sama nie do końca wiem, czy tę historię kupiłam. Sam romans, choć prosty i schematyczny się broni. Jednak wątek z mitami trochę zaburza mi odbiór, bo trochę nie rozumiem, po co się tam pojawił. Początek wskazuje, że mityczny klimat będzie motywem przewodnim tej powieści. Potem jednak okazuje się, że to romans nadaje tempa historii, a dopiero pod koniec autorce przypomina się, że coś wisi w powietrzu i fajnie byłoby, gdyby zagadka została rozwiązana. Jeżeli mistycyzm miał być tylko dodatkiem do romansu, to nie był dobry pomysł. Choć nie lubię mitologii i sama się sobie dziwię, że to piszę, ale zdecydowanie wolałabym odwrócić proporcje. Więcej magii, mniej romansu, bo to pierwsze autorce pisało naprawdę ciekawie.
Jeżeli chodzi o styl autorki, jest w nim dużo dziewczęcego uroku. Czytają tę książkę, wyobrażałam sobie siedzącą w ostatniej ławce nastoletnią dziewczynę, która z rozmarzeniem patrzyła na niebo, w przerwach przelewając swoją wymarzoną powieść na papier. Ode mnie 6/10. Chciałabym dać więcej, niestety nie kupiła mnie w całości na powieść. Mam w planach dwa kolejne tomy, jest szansa, że spodobają mi się bardziej.
PS. Okładki tej trylogii są bezbłędne.