Stany, Włochy, Rosja, Kanada. Rodzina Bellomo rozdziela się, by pokonać swoich wrogów. Ale czy to na pewno najlepszy sposób na podjęcie walki ? Trudno napisać recenzję książki, w której jakakolwiek informacja mogłaby być spoilerem dotyczącym treści. Uważam, że to nie w porządku w stosunku do czytelnika by informować go o tym co się wydarzy. Dlatego będę pisać bardzo ogólnie, bez wnikania w szczegóły, tak by zapewnić Wam jak najwięcej radości z lektury, gdy sięgnięcie po tę część.
Emocjonalna. To chyba najlepsze określenie tej książki. Trudno jednak by było inaczej skoro mamy do czynienia już z piątym, a zarazem ostatnim tomem serii. To z jednej strony idealne domknięcie całej opowieści o rodzinie Bellomo, z drugiej zaś- słodko gorzki finał. Dlaczego idealne? Bo mało kto decyduje się na taki zabieg jak Autorka, zestawienie wszystkich głównych postaci w jednej książce, w której każdy dostaje swój czas na narrację i każdy ma ogromny udział w całej historii. Widzimy miłość, która między naszymi ukochanymi parami jedynie wzrosła od momentu zakończenia ich opowieści. Widzimy ich zaangażowanie w to, czego się podjęli, czyli wyeliminowanie wrogów. Ale widzimy też pogodzenie się z losem, niezależnie od tego, co dla nich szykuje. Bowiem pomimo ogromnej determinacji każde z nich miało świadomość, że może te wojnę przypłacić życiem. I właśnie to ostatnie jest powodem, dla którego określiłam tę pozycję jako słodko-gorzką. Warto jednak zauważyć, że Autorka postawiła na realizm. Nasi bohaterowie to ludzie z krwi i kości, a nie postaci z Marvela. Krwawią, cierpią, płaczą, czują się pokonani ale też nie są nieśmiertelni. Pomimo ogromnej władzy, pieniędzy i więzi jaka jest między nimi, pewnych rzeczy nie potrafili przewidzieć ani się ich ustrzec. I właśnie to moim zdaniem jest największą zaletą tej książki. By ktoś dostał swój happy end niektórzy muszą poświęcić swoją własną przyszłość i to nie zawsze będą wrogowie. Kolejnym atutem bohaterów, który nadaje im realizmu jest ich.. strach. Choć może to dziwnie brzmi to właśnie ich obawy, lęk przed stratą najbliższych ale i przed ich przedwczesnym opuszczeniem, dodawał kolejne ziarno autentyczności historii.
Oczywiście, dostajemy tutaj całe mnóstwo skrzętnie zaplanowanych ale i zaskakujących akcji, które z pewnością sprawią, że serce czytelnika przyspieszy, a niepokój opanuje umysł. To świetnie napisane sceny, z ogromną dokładnością i zaangażowaniem, dzięki czemu mamy wiadomość, jakbyśmy oglądali dobrej klasy film sensacyjny. Wielbiciele gorących scen też będą usatysfakcjonowani, w końcu bohaterowie nie samą walką żyli ;-) Jednak zbliżenia były opisane z ogromnym wyczuciem i przede wszystkim, oprócz namiętności i pożądania, biła z nich wielka, bezkresna i ujmująca za serce miłość.
Nie da się sięgnąć po tę książkę bez znajomości poprzednich tomów, aczkolwiek uważam, że naprawdę warto poświęcić im swój czas. To szalenie dopracowane pozycje, wywołujące całą paletę uczuć, a ten tom jest swoistą wisienką na torcie serii. Piękna okładka i piękne wnętrze dopełniają całość sagi o rodzinie Bellomo i są czytelniczą ucztą z brawurowo rozpisaną fabułą. Pani Leno, gratuluję pomysłu na tę serię ale i wykonania, które jest iście mistrzowskie. Dziękuję za wspaniały czas i za postać Roberto, który zdecydowanie jest moim ulubieńcem i przełknę jego kolor włosów (zawsze można go przecież przefarbować, ma już w tym doświadczenie ;-) ).