Fragment: JAK SIĘ ZACZAŁ SPÓR? W klasie zrobiło się cicho, jakby pod sufitem, ponad głowami młodzieży przeleciał anioł milczenia, rzadki gość w szkolnej sali. Jak klasa klasą, nie zdarzyło się jeszcze nic podobnego. „Pan od historii“, młody bardzo i „nowy“ w tej szkole, milczał także. Być może, że nie wiedział, co powiedzieć: nie znał jeszcze miejscowych stosunków. Dwaj chłopcy stali: Stefan Dębicki, który wywołał całe zajście, i Marek Koryzna. Klasa była dobroduszna. Pięć lat życia koleżeńskiego uczyniło ją zwartą i solidarną. Charaktery uczniów i uczennic były na ogół łagodne, nigdy dotąd się nie zdarzyło, żeby wśród nich wynikła poważniejsza kłótnia. Aż oto dziś Stefan Dębicki był pytany z historii. Stęfan był dobrym uczniem, ale miał tę wadę, że nie mógł nigdy prędko odpowiedzieć na pytanie. Czy myślał wolniej, niż inni, czy tylko mówić było mu trudno, dość, że zanim co powiedział, musiał pomilczeć chwilę, a kiedy już zaczął mówić, to powoli i z przestankami. Wszyscy nauczyciele znali go już z tej strony i czekali cierpliwie, póki nie wypowiedział, co miał na myśli. Ale ani pan Miłobędzki, historyk, ani ów Marek nie wiedzieli wcale, że Stefan jest taki. Więc pan Miłobędzki przerywał mu myślenie nowemi pytaniami, a Koryzna, w poczuciu solidarności koleżeńskiej, zaczął podpowiadać.