Potem ulica ciągnęła się znów wśród domów, sklepów i kramików w ciemnościach i między lampkami, zatopiona w muzyce wrzasku, jak kładka biegnąca przez grzęzawisko, tuż pod jego powierzchnią. Zawrócił. Był już blisko fontanny, kiedy poczuł, że jest obserwowany. Byli to ci sami, którzy przedtem w tym samym miejscu kręcili się wokół niego. Wołali "Dżok, Dżok", wydłużając "o", jak normalnie wołano na białych marynarzy i żołnierzy. Jeden zapytał, czego szuka i nie czekając odpowiedzi powiedział,że go zaprowadzi.Drugi powiedział, że on lepiej zaprowadzi...