Można by rzec, że to wszystko, co się podziało w tej książce tym wszystkim postaciom, to wina niczyja inna niż Almodóvara 😉. Bo w sumie, od niego, a ściślej mówiąc, od dyskusji na temat jego filmów zaczyna się wszystko wszystkim sypać... Tak się składa, że jest to i mój jeden z ulubionych reżyserów, więc znane mi były wszystkie przywoływane filmy, co jeszcze podnosiło moje zadowolenie z czytanej książki. Ale wracajmy do meritum całej historii.
Mamy rodziny, dwie, obie w rozsypce, chociaż każda na swój własny sposób. Dwie kobiety, które właściwie są pierwszoplanowymi, głównymi aktorkami tego teatru. Hanka i Danka, to też mi się spodobało, że autorka nadała im imiona swojskie i znane, nie jakieś Dżesiki, czy inne Nikole. Obie Panie bardzo się od siebie różnią, chociaż każdą z osobna i obie razem mogłabym kopnąć w tyłek, chociaż z różnych powodów. Takie te dwie postacie wywołały we mnie emocje. A jak książka takie we mnie wywołuje emocje, to jest to naprawdę świetna książka, bo mnie nie jest łatwo rozemocjonować.😉
Czytając tę książkę, coś mi z tyłu głowy błyskało czerwonym sygnałem, że ja przecież skądeś znam ten styl, ten model pisania. Okazało się, że ja już jedną książkę pani Sakowicz kiedyś przeczytałam. Tamta też mi się podobała, oceniłam ją na "bardzo dobra", ta jest jeszcze lepsza, jest rewelacyjna. Pisarka bez nadmuchanego zadęcia, ale i bez zbędnego ględzenia, moralizowania i słodkiej ckliwości potrafiła pokazać to co ważne i o co w tej książce chodzi.
Bez owijania w przysłowiową bawełnę i bez zbytnich otoczek i ozdobników potrafiła pokazać uzależnienie, współuzależnienie, bezradność i bezsilność, oraz to jakim ojcem NIE NALEŻY BYĆ dla swojego syna. To był kawałek naprawdę świetnej literatury.