Vincent van Gogh nie odszedł zbyt daleko od sztuki ojczystej, jest prawdziwym Holendrem z dostojnego rodu Fransa Halsa, jest jak sławni współplemieńcy przede wszystkim realistą, w najbardziej dosłownym znaczeniu. Poza trudnym do określenia klimatem wiarygodnego i autentycznego wizjonerstwa, jaki emanuje z wszystkich jego obrazów - sam wybór tematów, egzaltacja barw, sumienność w studiowaniu charakterystycznych zjawisk, uporczywe szukanie istoty wszelkiej rzeczy, tysiąc wiele mówiących symptomów ujawnia głęboką, dziecięcą niemal szczerość oraz wielkie umiłowanie natury i prawdy - jego własnej prawdy.
Władcze odkrywanie sedna rzezy, często śmiałe upraszczanie form, na nic niepomne zuchwalstwo w ukazywaniu słońca, gwałtowna dynamika rysunku i koloru, najmniejsze nawet właściwości techniki zwiastują osobowość szeroką i mężną, niekiedy nad wyraz brutalną, czasem naiwnie delikatną. Co więcej - jest to zapaleniec, wróg mieszczańskiej trzeźwości i pedanterii, niczym pijany olbrzym stworzony po to, by przenosił góry, a nie bawił się bibelotami.
Sposób, w jaki prowadzi pędzel, w jaki kładzie farby bezpośrednio na płótno, jest - jak on sam - dziki, namiętny, pełen siły. W potężnych warstwach o najczystszych tonach ryje pędzlem rozkołysane bruzdy, przecina je prostymi, mocnymi pociągnięciami, tłoczy bezładną niekiedy, migotliwą bazgraninę, przy czym niektóre jego obrazu zyskują solidną aparycję świecącego muru, zbudowanego z kryształów i słońca...
Vincent van Gogh jest równocześnie za prosty i za subtelny dla mieszczańskiej współczesnej mentalności. Zrozumiany całkowicie może być jedynie przez swoich braci, tych spośród artystów, co są nimi naprawdę, a także przez szarych ludzi, owych wybrańców z nizin, którzy szczęśliwym trafem uniknęli zbawiennych nauk oficjalnej szkoły.
Albert Aurier, w "Mercure de France", 1890