Opowiadania czytałam, gdy wstałam przed budzikiem, gdy piłam herbatę w kawiarni, gdy podróżowałam z miejsca na miejsce, gdy grzałam się pod kołdrą po powrocie do domu. Odkąd zaczęłam pierwsze z nich — nie mogłam książki już wypuścić z rąk. Starałam się zachować umiar, nie czytać ich wszystkich ciągiem, ale momentami było to zadaniem zbyt trudnym. Dawkowałam jak mogłam, kosztowałam jak najwolniej, a jednak na koniec i tak odczułam ogromny zawód, że to już. Że nic więcej do poznania mi nie zostało. Że pierwsze spotkanie z Choi Eunyoung dobiegło już końca.
Na kartach książki odmalowane zostały relacje pełne emocji. Więź między ludźmi znajdowała się w centrum, a jednostki umiejscowiono w istotnym miejscu historii. Wspomniane były wojny i przewroty państwowe, kryzysy i katastrofy. Działo się to głównie w tle, ale nie pozostało jedynie ozdobnikiem, bo determinowało życie ludzi. Każde opowiadanie stanowi więc wielowymiarowe przeżycie, a traktuje o tematach trudnych, dla niejednego będących tabu. Bywa więc niewygodnie, oczy otwierają się na niektóre nieznane nam obszary dziejów, ale przede wszystkim jest pięknie dzięki szczerości uczuć. Dzięki brakowi pośpiechu, powolnemu kreśleniu sylwetek. Wszystko jest wyważone, a ciężar opowieści rozłożony jest na całą treść, nie jedynie jej fragment.
Choi Eunyoung w posłowiu napisała: „Chcę zostać pisarką, która będzie patrzyła na świat i ludzi z perspektywy osób pogardzanych i nienawidzonych tylko dlatego, że są sobą. Mam nadzieję, że i ja, podążając tą drogą, stanę się w pełni sobą“. To zapowiedź niesamowitej artystki. Artystki, która już po jednym zbiorze opowiadań ląduje na mojej liście ulubieńców.
przekł. Marta Niewiadomska