W ciągu paru godzin trzydziestoletnia Ginger z przyszłej żony staje się niedoszłą. Siedzi więc w swoim ciasnym mieszkanku, topiąc żale w szampanie, gdy nagle odzywa się dzwonek u drzwi. I tak rozpoczyna się jej szaleńcza jazda do piekła i z powrotem.
[...] powiedziała mi kiedyś coś, co zawsze tkwi mi w pamięci. Że czasem kiedy się tak strasznie staramy zdobyć coś, na czym nam podobno zależy, tracimy coś znacznie ważniejszego. I że za każdym razem, kiedy to coś, czego tak strasznie pragnęliśmy, wymyka się nam z rąk, może dzieje się tak dlatego, że ktoś próbuje nam dać coś do zrozumienia.
Lepiej być z kimś, kto cię codziennie prowokuje, zaskakuje, niż z kimś, kto cię śmiertelnie nudzi.
Zdumiewające. Mimo wszystkich naszych wysiłków, by się wznieść ponad biologię, w końcu zawsze to ona wygrywa, prawda? Nieważne, jak dobre jesteśmy w ignorowaniu naszych ciał, w którymś momencie nie możemy już dosłyszeć własnych myśli przez zawodzenie gwałtownie starzejących się jajeczek: „Gdzie jest plemnik? Gdzie jest plemnik?”.