Słyszałam o tej książce wcześniej od różnych ludzi i czytałam w różnych miejscach. Zauważyłam że wzbudziła całkiem spore kontrowersje. Jej oceny i opinie są bardzo skrajne. Od marnych dwóch gwiazdek do pełnej ich konstelacji, czyli do gwiazdek dziesięciu . Ja z moją oceną tym razem uplasuje się gdzieś w okolicach środeczka. Zacznę od tego co mnie denerwowało.
Mianowicie w ‘’ od autora ‘’ pan Zięba pisze że w jego książce nie będzie odnośników, jednak co chwila w swoich wywodach pisze ‘’ tym zajmę się później ‘’ ; ‘’ o tym napiszę w następnym rozdziale, książce ‘’ ; ‘’ jeszcze do tego wrócimy ‘’ itp. Nie lubię takiego skakania, irytowało mnie to, wprowadzało niepotrzebny chaos, potęgowany jeszcze przez liczne powtórzenia. Niby porządnie wszystko poukładane, podzielone rozdziałami, a tak naprawę wkurzająco chaotycznie i nie mniej utrudniało czytanie niż odnośniki. Dopiero czytałam o nowotworach, a już jakimś przeskokiem jestem przy stentach i bajpasach. Jednak to nie zmienia faktu że merytorycznie dowiedziałam się z tej książki wiele.
Wiele informacji których nie uzyskałam od lekarzy, mimo moich usilnych i może nawet nachalnych pytań, że już nie wspomnę o trudnościach z dostaniem skierowania na jakiekolwiek badania specjalistyczne. Nie wiem jak ma kto inny, ja mogę bazować i posługiwać się tylko własnymi przykładami. Kiedy poprosiłam panią doktor aby mi dała skierowanie na badanie insuliny w organizmie, powiedziała mi po co ? Bada się glukozę, nie insulinę. Ręce opadają po prostu. Nie wiem czy witaminą C można wyleczyć nowotwór, nie musiałam na szczęście próbować tego ani na sobie, ani na nikim z rodziny, ale wiem że odkąd suplementuję w okresie jesienno – zimowym witaminę D3 KONIECZNIE wraz z K2, nie przeziębiam się pomimo rzeszy dookoła mnie ludzi kaszlących, smarkających i kichających, przypadek ?
To prawda że autor trochę sobie pokpiwa z lekarzy, chociaż raczej bardziej na smutno, niż złośliwie i zaraz potem ich tłumaczy, że to nie ich wina, że system, że tak ich nauczono. Wspomina też jednak o normalnych lekarzach, tych z otwartymi głowami i myślącymi, a nie tylko powielającymi wiadomości i nauki jakie pobierali lata świetlne wstecz.
Nie zauważyłam też by pan Zięba kreował się na cudotwórcę lub takiego co to pozjadał wszystkie rozumy. Wręcz odwrotnie o czymkolwiek nie pisze, popiera się ‘’ sznurkami ‘’ do artykułów, wywiadów, prezentacji.
Żadnych zasług nie przypisuje sobie. Ameryki nie odkrył, to wszystko już gdzieś było, on to tylko pozbierał, poskładał do kupy i skomentował prostym dla normalne człowieka, bez medycznego wykształcenia językiem.
Często ci którzy potrzebują pomocy, to ludzie starsi i schorowani ,NIE WŁADAJĄCY językiem angielskim czy niemieckim, dla nich ta książka to naprawdę spora dawka wiedzy, a przynajmniej początek zadawania pytań swoim lekarzom. Autor nie napisał też nic nowego w temacie szwindli koncernów farmaceutycznych.
Nie od dziś jest to tajemnica poliszynela i nadal nikt z tym nic nie robi. Tam gdzie gra idzie o naprawdę wielkie pieniądze, gdzie dla takich firm więcej ‘’ warty ‘’ jest człowiek leczący się, niż ten wyleczony, nie zauważyłam zwiększonej kontroli rynku medycznego. W poprzednim tygodniu, będąc w mojej przychodni zauważyłam że na drzwiach gabinetów zostały powieszone kartki ‘’ Uprzejmie uprasza się przedstawicieli medycznych, by rozmawiali z lekarzami po godzinach przyjęć pacjentów ‘’ . UPRASZA SIĘ UPRZEJMIE !! Przecież to powinno być prawnie zabronione, a nie ‘’ uprzejmie uproszone ‘’ .
Autor ‘’ przejechał się ‘’ też po młodych matkach. Nie generalizując , jednak przyznaję mu rację. Znowu posłużę się przykładem z własnego podwórka. Często, kiedy jest fajna, ciepła pogoda, wybieram się do parku z książką, czytam i obserwuję. To co te matki wyprawiają z tymi dziećmi to głowa mała. Pewnego razu mamuśka woła chłopczyka, jakieś cztery latka, który na obramowaniu piaskownicy jeździ autkiem. Malec zajęty, brum brrum, wcale nie marudzący, ani nic. Mamuśka woła chłopca, kiedy ten podbiega, szanowna rodzicielka wyciąga z torby wielkie opakowanie kukurydzianych chrupek w czekoladzie i wciska małemu, chociaż ten wcale nie chce. Ale matka się upiera i tłumaczy czterolatkowi, że obiad będzie dopiero za trzy godziny, jak wróci z pracy tatuś, więc ‘’ SYNKU MUSISZ COŚ ZJEŚĆ, BO NA PEWNO JESTEŚ GŁODNY ‘’ . Nic dodać nic ująć. I nie tłumaczy ich wcale brak wiedzy. Raczej brak chęci by tę wiedzę pozyskać. Wszak to młode pokolenie, może poczytać różne publikacje, nie koniecznie po polsku . :) Chociaż i mieszkając w Polsce można, jak się tylko chce, pozyskać całkiem sporo rzetelnej wiedzy na różne tematy. O braku wiedzy, czy właściwie dostępu do takowej, można było mówić 30 lat wstecz, kiedy nie było Internetu, za to były pieluchy tetrowe, jedyna maść, to linomag na odparzenia od tychże pieluch i lekarz pediatra jako bóg który wiedział wszystko najlepiej. Nie było żadnych sensownych książek, czy innej literatury, więc nawet jak matki chciały, to nie miały miliona poradników z pięknymi kolorowymi okładkami i zdjęciami, jak to ma miejsce dziś.
Zresztą po co kupować poradniki. Mamuśka siedzi na ławeczce i zamiast poczytać coś konkretnego i mądrego w necie, ‘’ polubia ‘’ jakąś kolejną durnotę na facebooku . Reasumując oceniam książkę pana Zięby na pięć gwiazdek, głównie za zasianie wątpliwości w mojej dotychczasowej wiedzy, za wywołanie pewnych ciekawych pytań, a co za tym idzie za wskazówkę w jakim temacie należy ‘’ pogrzebać ‘’.
Omawiana książka nie wywołała u mnie ‘’hurra – optymizmu‘’, ale na pewno dała do myślenia. Więc polecam z zaznaczeniem że, do czytania tej książki, tak jak i do każdej innej trzeba używać nie tylko oczu, ale i rozumu, najlepiej własnego.