Hm... "Ugrofińska wampirzyca" to dość dziwny wybór lektury dla mnie. Została ona polecona przez bliską osobę i trochę trudno mi tę książkę ocenić, jako że ten gatunek literacki znajduje się poza moim kręgiem zainteresowań. Do rzeczy. Warstwa fabularna związana z wampirzeniem jest dla mnie zupełnie nieciekawa, nie rozumiem po co, jak i dlaczego, po prostu nie dla mnie i już. Nie potrzebuję fantastyki, żeby mówić o czymś, co można powiedzieć wprost i to jest główny "zaniżacz" oceny. Druga sprawa, to humor. Początkowo miałam wrażenie, że humor autorki jest podobny nieco do poczucia humoru Terry'ego Pratchetta. Okazało się to złudzeniem. Nie jest. Duża dawka zabawnych sytuacji, powiedzeń i przemyśleń bardzo szybko stała się męcząca i mało zabawna, natomiast przybrała formę narzekania, marudzenia i użalania się nad sobą. Dobra, to ja już też sobie ponarzekałam. Teraz zalety. Książka ta jest napisana w bardzo feministycznym duchu (od którego ja jestem daleka, a przynajmniej tak mi się wydaje), autorka ma coś do opowiedzenia i sama historia, jakby była odarta z warstwy wampirzej i humorystycznej, byłaby całkiem niezłą książką. Czytało się to dobrze. Bohaterka, a nawet dwie, stanowią doskonały przykład współczesnych kobiet, jedna użalająca się nad sobą, druga trochę "hop do przodu", które próbują odnaleźć się w świecie, szukają swoich potrzeb, realizują je lepiej lub gorzej, czują, przeżywają. To jest bardzo wartościowe spojrzenie. Tak jak już wspomniałam wcześniej, gdyby zosta...