Czytam entuzjastyczne opinie o książce i tak sobie myślę, że to fajnie, że każdemu podoba się co innego. Jednemu „Lalka” Prusa, innemu „Stulecie chirurgów”, komuś powieść łotrzykowska lub wielki romans, więc wielu czytelników zachwycił również „ Doktor Bogumił ”. Mnie nie. Po lekturze innych książek autorki, w tym mojego ulubionego „ Stulecia Winnych ”, oczekiwałam być może zbyt wiele. Ale dzielnie przebrnęłam do końca, bez zachwytów niestety.
Obraz życia XIX wiecznej Warszawy, czy Krakowa, zabory, rozwarstwienie społeczne, wszystkie te konwenanse, skandaliki, panny służące, ochronki itp - nie wniosły nic nowego.
Fabularnie - nużył mnie nadmiar sensacyjnych wątków i trupów w szafie, które bez końca wyciągali wszyscy ważniejsi bohaterowie powieści. Od tytułowego Bogumiła, poprzez jego brata, służącego, szwagierkę, przyjaciela, byłą kochankę, aż po niedoszłego pryncypała. Nie kupuję tych historii. Te wszystkie intrygi i knowania przesłoniły mi zdaje się ważniejszą warstwę powieści.
Opowieść o pionierach medycyny, badaczach i naukowcach, powstawaniu szczepionek, aseptyki, narkozy i wielu innych cudach medycyny, które dziś są dla nas normą. One właśnie wtedy powstawały. Wiele z tych nowinek trafiało do Szpitala Dzieciątka Jezus, gdzie rozgrywała się duża część powieści.
Tylko żeby dobrnąć do kilku takich historycznych, medycznych perełek trzeba było przekopać się przez takie historie, jak na przykład ta: starsza pani, od lat (!!!) leży w łóżku bez czucia, ducha i świadomości. Wskutek pionierskiego zabiegu na mózgu wybudza się z tej wieloletniej śpiączki, kilka dni potem atakuje dzbankiem pilnującą ją służącą i rączo biega po ulicach Warszawy. Uff! Klinika „Budzik” mogłaby pozazdrościć. Rozumiem literacką fikcję, ale z wyczuciem i umiarem na przyszłość proszę. A może ja się czepiam, może to jest możliwe i te wszystkie rehabilitacje i stymulacje obłożnie chorych pacjentów to niepotrzebny wymysł XXI wieku, a wtedy ludzie z lepszego materiału byli konstruowani? Nieścisłości znalazłam w książce kilka. Jak powieść jest dla mnie wciągająca - nie zwracam na nie uwagi. Tu kłuły mnie w oko. Odnoszę wrażenie, że z researchem coś poszło nie tak.
I jeszcze okładka. Czy mi się wydaje, że chirurdzy nie operowali wtedy w białych kitlach, a w surdutach lub czarnych fartuchach, na których nie było widać krwi.Przecież aseptykę wprowadzono ze dwadzieścia lat później. Czy coś pokręciłam? A może to sala ze snu Doktora Bogumiła? Albo z naszych czasów?
Życzę nam wszystkim dużo zdrowia.